Niedzielnie…
„Wszystkim tym, którzy
je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi.” (J1, 12)
Jako miłośniczka
literatury i teatru kocham słowo, dlatego dzisiejsza Ewangelia jest mi tak
bliska. Opowiada o Słowie nie tylko niezwykłym, najpiękniejszym ze wszystkich, ale
takim, które ma moc przemienienia mojego życia. Żywym słowie Boga.
Na początku było Słowo…
Żyję w świecie, gdzie
słowo nie ma żadnej wartości. Zdewaluowało się. „Kocham cię” mówi się do
przypadkowej osoby, z którą chce się spędzić w najlepszym wypadku kilka
miesięcy, a nie całe życie. „Przyjaciółmi” nazywa się 2000 znajomych z
Facebooka. „Bogiem” może być absolutnie wszystko, co akurat mami, oszałamia,
daje choć na chwilę pozytywnego „kopa”. Z
drugiej strony: zwierzęta się już nie „przygarnia”, lecz „adoptuje”. Nie „zdychają”,
lecz „umierają”. Żeby było jasne: nie jestem przeciwniczką okazywania szacunku
zwierzętom czy kochania ich jak się kocha przyjaciół. Sama przez długie lata
byłam szczęśliwą posiadaczką dwóch kotów. Chcę tylko powiedzieć, że nastąpiło jakieś
przewartościowanie języka. Można powiedzieć „kościelna mafia”, ale już nie
wolno „tęczowa zaraza”. Słowo stało się narzędziem manipulacji, politycznej
rozgrywki, przerabiania umysłów.
Tymczasem Bóg objawia
się w ciszy, pod osłoną nocy, bez medialnego szumu - jako wcielone Słowo. To,
które ma moc stworzenia świata. To, które świadomie przyjmuje ludzką niemoc. Wcielone
Słowo brzmi w zdaniu „Ojcze, wybacz im, bo nie wiedzą, co czynią”, „Boże mój,
czemuś Mnie opuścił?”, „pragnę”, „wykonało się”…
Wcielone Słowo zamyka w
sobie wszystkie ludzkie słowa miłości, nienawiści, żalu, nadziei, lęku, gniewu,
złorzeczenia i wybaczenia. Jest Słowem, które uzdrawia. Słowem, które jest
wyznaniem miłości Boga do człowieka.
I nigdy nie straci
swojej wartości. Bo Bóg dotrzymuje obietnic i czeka, aż Go przyjmę. Zgodzę się
na Niego. Zaryzykuję, że w moim życiu nic już nie będzie takie samo.
Nie chciałbym być i nie będę komentatorem który napisze tak: "Nie. Siostro. Nie ma siostra absolutnie racji." Następnie zacznę dorzucać swoje trzy grosze. Nie, nie, nie. Powiem tak. Eh. Nie sposób się nie zgodzić, jednak ja ujął bym to w inne słowa. Słowo to po prost usłowo. Ale nie mamy oboje mocy "Stworzenia Świata". Co innego to autorzy biblii. Oni faktycznie stworzyli "gruby podręcznik". Nie można jednak powiedzieć, że ktoś kto pisze instrukcję użytkowania żelazka, tworzy świat. Chociaż zaiste w jakimś niewielkim fragmencie, tak właśnie robi. Są ludzie, dla których zwykłe żelazko jest bardziej realne niż wszystkie historie biblijne razem wzięte. "Wcielone Słowo zamyka w sobie wszystkie ludzkie słowa miłości, nienawiści, żalu, nadziei, lęku, gniewu, złorzeczenia i wybaczenia. Jest Słowem, które uzdrawia. Słowem, które jest wyznaniem miłości Boga do człowieka. I nigdy nie straci swojej wartości. Bo Bóg dotrzymuje obietnic i czeka, aż Go przyjmę. Zgodzę się na Niego. Zaryzykuję, że w moim życiu nic już nie będzie takie samo. Wcielajmy słowo siostro. Piszmy listy. Wyznawajmy miłość. Wierzmy bo życie bez wiary i nadzieji (na miłość) nie ma sensu i jest po prostu marne. I oczywiście, że ryzykujmy, bo każda zmiana jest pewnego rodzaju ryzykiem. Tylko, że kiedyś zmiany nam się znudzą i zapragniemy po prostu, żeby coś co znaleźliśmy, czego szukaliśmy (pół życia), trwało zwyczajnie nadal. Na zawsze.
OdpowiedzUsuń