Mówienie prozą...
CZAS ZATRZYMANY W POŁOWIE TAKTU
Z niewielkiej estrady restauracji
„Warszawianka” sączyło się płaczliwe tango. Artystka w połyskliwej sukni w
kolorze wina wykrzykiwała głębokim, niskim głosem do zgromadzonych gości:
Jedną mam prośbę, może ostatnią,
Pierwszą od wielu lat…
Przechodziła pomiędzy stolikami, ocierając się
bordowym jedwabiem o ich krawędzie i muskając gości, niby przypadkiem, czarnym
boa z piór. Jej ciemne oczy i zbyt długi nos nie pozostawiały wątpliwości, że jest
Żydówką. A Wilno było dla Żydów oazą spokoju. Jak na razie.
Daj mi tę jedną niedzielę, ostatnią niedzielę,
A potem niech wali się świat…
Kilka par wyszło na parkiet. Jedni wirowali
powoli, ospale, jakby po omacku. Inni, zapewne bardziej podpici, zwarli się w
uścisku tak rozpaczliwym, jakby rzeczywiście za chwilę miał nastąpić koniec
świata. Po chwili na środku znaleźli się panowie we frakach, niemal
wyzywających w czasach, kiedy z braku butów owijano nogi w stare szmaty,
ulicznice w sukienkach o beztroskich, ostentacyjnie rażących kolorach, posępni
mężczyźni w szarych marynarkach i czerwonych krawatach, toporne dziewczyny o
aparycji drwala i burej, pozbawionej polotu elegancji, i żołnierze z czerwoną
gwiazdą na mundurze. Muzyka ich wszystkich upajała, odrywała od ziemi,
sprawiała, że głodni zapominali o chlebie, żonaci o własnych domach, żołnierze
o służbie, a sowieccy urzędnicy o obserwowaniu zebranych. Najważniejsze jednak
było to, że dzięki wódce i muzyce wszyscy zapominali o wojnie. Taniec ich na moment
jednoczył. Był jak narkotyk, miłosne zatracenie, a przynajmniej zawieszenie
broni. Był jak czas zatrzymany w połowie taktu.
(fragment mojej powieści o bł. Siotrze Julii Rodzińskiej, która w najbliższym czasie ukaże się nakładem Edycji Św. Pawła)
Nie pozostaje Nam nic innego siostro jak napić się wódki i posłuchać ulubionej muzyki. Cos mi się wydaję, że książka siostry, będzie pierwszą książką po którą sięgnę od dawien dawna. Ale było by bardzo miło, gdyby siostra zdołała mnie do tego przekonać.
OdpowiedzUsuń