Powiew
COOL - tury
Błyskawica
na korbkę czyli wrota do wieczności
(Mikołaj
z Wilkowiecka, Historyja o chwalebnym
zmartwychwstaniu Pańskim, reż. Piotr Tomaszuk, Teatr Wierszalin - VOD TVP, 2016)
Jesteśmy bezradni wobec
tajemnicy zmartwychwstania Jezusa. Łatwo otrzeć się o banał. Ewangelia nie
ułatwia nam zadania. Opisy tych wydarzeń są zwięzłe, a to, co najważniejsze,
dokonuje się przed świtem, jakby ukradkiem, i widzimy tylko skutki: odwalony
kamień, porzucone płótna, zdumienie kobiet, niedowiarstwo uczniów Jezusa,
aniołów w grobie i żołnierzy, którzy uciekają w popłochu. Najważniejszej tajemnicy naszej wiary nie da
się zamknąć w ramach, ująć w słowa, oswoić…
Wyobraźnia ludowa
radziła sobie z tym kłopotem jak mogła. Tradycja stworzyła swego rodzaju teatralną
Biblię Pauperum: obrazy, pieśni,
inscenizacje, które miały pomóc prostaczkom w dotknięciu Tajemnicy. Częścią tej
tradycji są średniowieczne misteria i moralitety – widowiska o charakterze
religijnym, które wyrosły z liturgii. Dopiero po jakimś czasie przeniosły się z
kościołów na ulice, place i jarmarki. Z
takiej właśnie tradycji wyrosła XVI – wieczna Historyja o chwalebnym zmartwychwstaniu Pańskim Mikołaja z
Wilkowiecka – misterium, które opowiada o znanych z Ewangelii wydarzeniach towarzyszących
zmartwychwstaniu Chrystusa: pustym grobie i związanym z tym kłopotem żołnierzy,
którzy mieli go pilnować, niewiastach, które zakupiły wonności, żeby namaścić
Jezusa, płaczącej przy grobie Marii Magdalenie, zstąpieniu Jezusa do piekieł,
uczniach w drodze do Emaus, zamkniętych drzwiach, przez które przechodzi Jezus,
„niewiernym” Tomaszu…
Dramat Mikołaja z
Wilkowiecka ociekający od dawna nieużywaną polszczyzną, gdzie królują takie
słowa i formy gramatyczne jak „wciórnastkie”, „spominał”, „naonczas”,
„ślachetnik” czy „gadawa”, „pytawa”, wydaje się kompletnie odporny na adaptację
teatralną. Ot, ramotka, która może być w najlepszym wypadku ciekawostką dla
historyków teatru. Tymczasem Historyja
doczekała się licznych premier, w tym inscenizacji Leona Schillera, Kazimierza
Dejmka, Piotra Cieplaka czy wreszcie – Piotra Tomaszuka w Teatrze Wierszalin.
Widziałam jeden z tych
spektakli w Warszawie w 1995 roku. Nic nie pamiętam, nawet tego, w którym
teatrze odbywało się przedstawienie. Całe lata żyłam w przekonaniu, że to była
właśnie inscenizacja Teatru Wierszalin. Okazuje się, że jednak Cieplaka…No cóż:
byłam na przedstawieniu w towarzystwie mojej wielkiej licealnej miłości. To
wiele wyjaśnia. No i nie interesowała mnie tematyka religijna w sztuce…
Do Ewangelii musiałam
dorosnąć i zajęło mi to kawał życia. Byłam bardzo ciekawa, w jaki sposób Teatr
Wierszalin zmierzył się z Historyją i
czy twórcom spektaklu udało się opowiedzieć o czymś tak nieuchwytnym jak
Zmartwychwstanie, i uniknąć religijnego kiczu.
Jaki wniosek? Zdecydowanie
tak!
Centralne miejsce na
scenie zajmują wrota inspirowane średniowiecznym malarstwem. Kapitalny pomysł
scenografa, Mateusza Kasprzaka. Wrota są oczywiście wielofunkcyjne: kiedy
trzeba, ukazują dom Piłata, w odpowiedniej chwili piekło, wreszcie – Pusty Grób
i zamknięte drzwi Wieczernika. W środku umocowana jest drewniana konstrukcja na
korbkę, przypominająca trochę wiatrak. Kiedy ręcznie uruchomiona się kręci, to
w jej błyszczących skrzydłach odbija się światło i daje to efekt nieziemskiego
blasku, a nawet błyskawicy. Bez skomplikowanej elektronicznej maszynerii. Bez
setek reflektorów. Bez tak modnych w nowoczesnym teatrze ekranów
multimedialnych. Scenografii dopełniają płaty płótna przypominające
postrzępiony pergamin, na których namalowane są postacie dramatu. Pełną także
rolę dokumentu Piłata, tarcz żołnierzy i… skrzydeł anielskich. Z tego samego
materiału zrobione są duże krążki wyobrażające pieniądze, na których widać
łaciński napis: pecunia olet. W tle
słychać graną na żywo muzykę Jacka Hałasa, niepokojącą, tajemniczą, ale
dyskretną. To, co ją dopełnia, to polifoniczny śpiew aktorów – aranżacje
ludowych pieśni wielkanocnych - i wybijany rytm. Muzyka wyznacza tempo akcji,
niesie aktorów, tworzy między nimi interakcje. Jest – jak zawsze w Teatrze Wierszalin
– siłą napędową spektaklu. Były takie momenty, że aż się podrywałam z miejsca!
Fascynuje mnie prostota
środków, jakimi posługują się twórcy Teatru Wierszalin, żeby opisać sferę
ducha. Wystarczy półmrok, grana na żywo muzyka, śpiew inspirowany podlaskim
folklorem, rustykalna scenografia, żebyśmy mogli podpatrzeć to, co niewidoczne
dla oczu…
Tak też jest w wypadku
misterium Mikołaja z Wilkowiecka, na które porwał się Piotr Tomaszuk. Powstał
brawurowy spektakl o ludzkiej tęsknocie za Bogiem, którego nie da się zamknąć w
żadnym schemacie, więc szukamy słów i obrazów z „naszego” świata. Tak przecież
zrobił autor XVI – wiecznego dramatu. Arcykapłani w dramacie to „biskupi”,
Ruben, który sprzedaje niewiastom wonności to „aptekarz”, a dzień
zmartwychwstania uczniowie z Emaus określają jako „wielkanocny”. Spektakl
Teatru Wierszalin opowiada o grupie wiejskich parafian, którzy z rozczulającą
nieudolnością przygotowują wielkanocne misterium. Dlatego aktorzy grają tu
wiele ról: Ewanjelista (charyzmatyczny Piotr Tomaszuk) jest ubrany w sutannę.
Może to wszechwładny wiejski proboszcz? Nauczyciel (znakomity Rafał Gąsowski)
jest równocześnie reżyserem tego, co się dzieje na scenie, i katechetą w
wiejskiej szkółce, bijącym po łapach uczniów, jeśli nie umieją „Ojcze nasz”.
Ale jest także aniołem oznajmiającym niewiastom radosną nowinę i samym Jezusem.
Przestawia aktorów z miejsca na miejsce za pomocą… wózka i ustawia jak
kukiełki. Taki zabieg przypomina teatr Kantora i zarazem ludowe szopki.
Przywołuje też odwieczny motyw theatrum
mundi – widowiska, w którym chcąc nie chcąc wszyscy bierzemy udział jak
marionetki wielkiego teatru świata… Kobiety
są także rzymskimi żołnierzami i uczniami w Wieczerniku. Jedna z nich
(rewelacyjna Monika Kwiatkowska) wciela się również w rolę Marii Magdaleny i
samej Matki Jezusa. Dariusz Matys jest diabłem, Świętym Piotrem i wreszcie –
niewiernym Tomaszem.
Po co to pomieszanie
ról? Może po to, by ukazać, że nasze ludzkie życie też często jest pomieszane. Sacrum miesza się z profanum. Wzruszenie ze śmiesznością.
Wielka sztuka z kiczem. Wzniosłość z jarmarcznym widowiskiem. Piękno z
brzydotą. Łajdactwo ze świętością. Zmartwychwstały przychodzi do tego naszego
pomieszania jak do Wieczernika, żeby powiedzieć: „Pokój wam”.
I o tym najważniejszym
przyjściu jest właśnie wierszalińska Historyja.
I jeszcze o tęsknocie za rzeczywistością, którą kryją tajemnicze wrota –
szczeliną do wieczności. Warto ten spektakl obejrzeć. Nie tylko w Wielkanoc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz