poniedziałek, 5 kwietnia 2021



 

Powiew COOL - tury

Błyskawica na korbkę czyli wrota do wieczności

(Mikołaj z Wilkowiecka, Historyja o chwalebnym zmartwychwstaniu Pańskim, reż. Piotr Tomaszuk, Teatr Wierszalin -  VOD TVP, 2016)

Jesteśmy bezradni wobec tajemnicy zmartwychwstania Jezusa. Łatwo otrzeć się o banał. Ewangelia nie ułatwia nam zadania. Opisy tych wydarzeń są zwięzłe, a to, co najważniejsze, dokonuje się przed świtem, jakby ukradkiem, i widzimy tylko skutki: odwalony kamień, porzucone płótna, zdumienie kobiet, niedowiarstwo uczniów Jezusa, aniołów w grobie i żołnierzy, którzy uciekają w popłochu.  Najważniejszej tajemnicy naszej wiary nie da się zamknąć w ramach, ująć w słowa, oswoić…

Wyobraźnia ludowa radziła sobie z tym kłopotem jak mogła. Tradycja stworzyła swego rodzaju teatralną Biblię Pauperum: obrazy, pieśni, inscenizacje, które miały pomóc prostaczkom w dotknięciu Tajemnicy. Częścią tej tradycji są średniowieczne misteria i moralitety – widowiska o charakterze religijnym, które wyrosły z liturgii. Dopiero po jakimś czasie przeniosły się z kościołów na ulice, place i jarmarki.  Z takiej właśnie tradycji wyrosła XVI – wieczna Historyja o chwalebnym zmartwychwstaniu Pańskim Mikołaja z Wilkowiecka – misterium, które opowiada o znanych z Ewangelii wydarzeniach towarzyszących zmartwychwstaniu Chrystusa: pustym grobie i związanym z tym kłopotem żołnierzy, którzy mieli go pilnować, niewiastach, które zakupiły wonności, żeby namaścić Jezusa, płaczącej przy grobie Marii Magdalenie, zstąpieniu Jezusa do piekieł, uczniach w drodze do Emaus, zamkniętych drzwiach, przez które przechodzi Jezus, „niewiernym” Tomaszu…

Dramat Mikołaja z Wilkowiecka ociekający od dawna nieużywaną polszczyzną, gdzie królują takie słowa i formy gramatyczne jak „wciórnastkie”, „spominał”, „naonczas”, „ślachetnik” czy „gadawa”, „pytawa”, wydaje się kompletnie odporny na adaptację teatralną. Ot, ramotka, która może być w najlepszym wypadku ciekawostką dla historyków teatru. Tymczasem Historyja doczekała się licznych premier, w tym inscenizacji Leona Schillera, Kazimierza Dejmka, Piotra Cieplaka czy wreszcie – Piotra Tomaszuka w Teatrze Wierszalin.

Widziałam jeden z tych spektakli w Warszawie w 1995 roku. Nic nie pamiętam, nawet tego, w którym teatrze odbywało się przedstawienie. Całe lata żyłam w przekonaniu, że to była właśnie inscenizacja Teatru Wierszalin. Okazuje się, że jednak Cieplaka…No cóż: byłam na przedstawieniu w towarzystwie mojej wielkiej licealnej miłości. To wiele wyjaśnia. No i nie interesowała mnie tematyka religijna w sztuce…

Do Ewangelii musiałam dorosnąć i zajęło mi to kawał życia. Byłam bardzo ciekawa, w jaki sposób Teatr Wierszalin zmierzył się z Historyją i czy twórcom spektaklu udało się opowiedzieć o czymś tak nieuchwytnym jak Zmartwychwstanie, i uniknąć religijnego kiczu.

Jaki wniosek? Zdecydowanie tak!

Centralne miejsce na scenie zajmują wrota inspirowane średniowiecznym malarstwem. Kapitalny pomysł scenografa, Mateusza Kasprzaka. Wrota są oczywiście wielofunkcyjne: kiedy trzeba, ukazują dom Piłata, w odpowiedniej chwili piekło, wreszcie – Pusty Grób i zamknięte drzwi Wieczernika. W środku umocowana jest drewniana konstrukcja na korbkę, przypominająca trochę wiatrak. Kiedy ręcznie uruchomiona się kręci, to w jej błyszczących skrzydłach odbija się światło i daje to efekt nieziemskiego blasku, a nawet błyskawicy. Bez skomplikowanej elektronicznej maszynerii. Bez setek reflektorów. Bez tak modnych w nowoczesnym teatrze ekranów multimedialnych. Scenografii dopełniają płaty płótna przypominające postrzępiony pergamin, na których namalowane są postacie dramatu. Pełną także rolę dokumentu Piłata, tarcz żołnierzy i… skrzydeł anielskich. Z tego samego materiału zrobione są duże krążki wyobrażające pieniądze, na których widać łaciński napis: pecunia olet. W tle słychać graną na żywo muzykę Jacka Hałasa, niepokojącą, tajemniczą, ale dyskretną. To, co ją dopełnia, to polifoniczny śpiew aktorów – aranżacje ludowych pieśni wielkanocnych - i wybijany rytm. Muzyka wyznacza tempo akcji, niesie aktorów, tworzy między nimi interakcje. Jest – jak zawsze w Teatrze Wierszalin – siłą napędową spektaklu. Były takie momenty, że aż się podrywałam z miejsca!

Fascynuje mnie prostota środków, jakimi posługują się twórcy Teatru Wierszalin, żeby opisać sferę ducha. Wystarczy półmrok, grana na żywo muzyka, śpiew inspirowany podlaskim folklorem, rustykalna scenografia, żebyśmy mogli podpatrzeć to, co niewidoczne dla oczu…

Tak też jest w wypadku misterium Mikołaja z Wilkowiecka, na które porwał się Piotr Tomaszuk. Powstał brawurowy spektakl o ludzkiej tęsknocie za Bogiem, którego nie da się zamknąć w żadnym schemacie, więc szukamy słów i obrazów z „naszego” świata. Tak przecież zrobił autor XVI – wiecznego dramatu. Arcykapłani w dramacie to „biskupi”, Ruben, który sprzedaje niewiastom wonności to „aptekarz”, a dzień zmartwychwstania uczniowie z Emaus określają jako „wielkanocny”. Spektakl Teatru Wierszalin opowiada o grupie wiejskich parafian, którzy z rozczulającą nieudolnością przygotowują wielkanocne misterium. Dlatego aktorzy grają tu wiele ról: Ewanjelista (charyzmatyczny Piotr Tomaszuk) jest ubrany w sutannę. Może to wszechwładny wiejski proboszcz? Nauczyciel (znakomity Rafał Gąsowski) jest równocześnie reżyserem tego, co się dzieje na scenie, i katechetą w wiejskiej szkółce, bijącym po łapach uczniów, jeśli nie umieją „Ojcze nasz”. Ale jest także aniołem oznajmiającym niewiastom radosną nowinę i samym Jezusem. Przestawia aktorów z miejsca na miejsce za pomocą… wózka i ustawia jak kukiełki. Taki zabieg przypomina teatr Kantora i zarazem ludowe szopki. Przywołuje też odwieczny motyw theatrum mundi – widowiska, w którym chcąc nie chcąc wszyscy bierzemy udział jak marionetki wielkiego teatru świata…  Kobiety są także rzymskimi żołnierzami i uczniami w Wieczerniku. Jedna z nich (rewelacyjna Monika Kwiatkowska) wciela się również w rolę Marii Magdaleny i samej Matki Jezusa. Dariusz Matys jest diabłem, Świętym Piotrem i wreszcie – niewiernym Tomaszem.

Po co to pomieszanie ról? Może po to, by ukazać, że nasze ludzkie życie też często jest pomieszane. Sacrum miesza się z profanum. Wzruszenie ze śmiesznością. Wielka sztuka z kiczem. Wzniosłość z jarmarcznym widowiskiem. Piękno z brzydotą. Łajdactwo ze świętością. Zmartwychwstały przychodzi do tego naszego pomieszania jak do Wieczernika, żeby powiedzieć: „Pokój wam”.

I o tym najważniejszym przyjściu jest właśnie wierszalińska Historyja. I jeszcze o tęsknocie za rzeczywistością, którą kryją tajemnicze wrota – szczeliną do wieczności. Warto ten spektakl obejrzeć. Nie tylko w Wielkanoc.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz