sobota, 5 października 2019




Mówienie prozą…


SPOTKANIE, KTÓREGO BYĆ MOŻE NIE BYŁO

Pachniało wilgocią i ledwo wyczuwalnym aromatem kadzidła. Jezu, dlaczego zawsze, kiedy świat wali mi się na głowę, zostawiasz mnie samą? – modliła się bezgłośnie siostra Julia, klęcząc w dominikańskim kościele Świętego Ducha. Często tam zaglądała, będąc w mieście. Królewski wizerunek Trójcy Świętej w prezbiterium – Bóg Ojciec zastygły w teatralnym geście błogosławieństwa, Chrystus na okazałym krzyżu i Duch Święty w postaci gołębicy majestatycznie rozpościerającej skrzydła nad tabernakulum – był dzisiaj dla niej jak pytanie wykrzyczane w próżnię. Chłodny, odległy i obcy. Siostra Julia oparła głowę na blacie kościelnej ławki. Jezu, chyba żartujesz? Ja kierowniczką sierocińca? Przecież wiesz, że ja tego nie udźwignę! Podniosła głowę, wpatrując się w barokową Trójcę Świętą, złotą i milczącą, i poczuła się opuszczona. Wrzucona w ciszę, której nie mogła znieść. Nagle usłyszała za plecami ciche kroki. Odwróciła głowę. Przy jej ławce zatrzymała się siostra zakonna w czarnym habicie. Była tak niepozorna, że nie sposób byłoby zapamiętać jej twarzy, gdyby nie radość odbijająca się w jej oczach i jakaś trudna do wytłumaczenia siła. Siostra Julia po chwili zdała sobie sprawę, że tą siłą jest pewność Bożej obecności. Tak potrafią patrzeć albo mistycy, albo szaleńcy.
- Siostro – odezwała się szeptem do siostry Julii – cokolwiek to jest, Bóg jest od tego większy.
- Tak, wiem…
Nieznajoma uśmiechnęła się prawie tak samo jak siostra Stanisława. Była w tym uśmiechu troska i życiowa mądrość. Dziwne. Wyglądała na co najmniej kilka lat młodszą od siostry Julii.
- Teraz siostra to tylko wie, ale już wkrótce siostra tego doświadczy. I wtedy zmieni się wszystko.
- Chciałabym – westchnęła siostra Julia.
- Nie będzie takiego krzyża, którego siostra nie udźwignie. Bo taka jest miłość.
Siostra Julia patrzyła z rosnącym zdumieniem na młodą zakonnicę. Większość jej współsióstr nie miała w sobie takiego zapału i pokoju zarazem. Zazwyczaj nie lubiły też rozmów o krzyżu. Tymczasem nieznana siostra wypowiadała to słowo z czułością, bez cienia egzaltacji, jakby to było jej największe pragnienie.
- Proszę o modlitwę, kimkolwiek siostra jest – powiedziała siostra Julia.
- Siostra Faustyna ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia.
- A tak. Są takie siostry w Wilnie. Faustyna czyli szczęśliwa… Najpiękniejsze imię, jakie słyszałam.
- Przecież wszystkie nosimy to imię: „szczęśliwe”, prawda?
Siostra Julia pokiwała głową twierdząco, coraz bardziej zaskoczona spotkaniem z nieznajomą.
- Bo wybrał nas Najpiękniejszy z Synów Ludzkich po to, żebyśmy opowiadały ludziom o Jego nieskończonym miłosierdziu – powiedziała siostra o pięknym imieniu – Muszę wracać do klasztoru. Niech siostra pamięta: On jest przy nas zawsze. A najbardziej w tym, co nas przerasta.
Nieznajoma uklękła i trwała tak przez chwilę, zasłuchana w kościelną ciszę. Potem zniknęła bezpowrotnie za drzwiami kościoła.
- Dziękuję, Jezu – szepnęła siostra Julia. Poczuła, że wracają jej siły.

(fragment mojej powieści „Wszystko, co tutaj kochałam”, która ukaże się w 2020 nakładem Edycji Świętego Pawła)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz