Mówienie prozą…
SPOTKANIE,
KTÓREGO BYĆ MOŻE NIE BYŁO
Pachniało
wilgocią i ledwo wyczuwalnym aromatem kadzidła. Jezu, dlaczego zawsze, kiedy
świat wali mi się na głowę, zostawiasz mnie samą? – modliła się bezgłośnie
siostra Julia, klęcząc w dominikańskim kościele Świętego Ducha. Często tam
zaglądała, będąc w mieście. Królewski wizerunek Trójcy Świętej w prezbiterium –
Bóg Ojciec zastygły w teatralnym geście błogosławieństwa, Chrystus na okazałym
krzyżu i Duch Święty w postaci gołębicy majestatycznie rozpościerającej
skrzydła nad tabernakulum – był dzisiaj dla niej jak pytanie wykrzyczane w
próżnię. Chłodny, odległy i obcy. Siostra Julia oparła głowę na blacie
kościelnej ławki. Jezu, chyba żartujesz? Ja kierowniczką sierocińca? Przecież
wiesz, że ja tego nie udźwignę! Podniosła głowę, wpatrując się w barokową Trójcę
Świętą, złotą i milczącą, i poczuła się opuszczona. Wrzucona w ciszę, której
nie mogła znieść. Nagle usłyszała za plecami ciche kroki. Odwróciła głowę. Przy
jej ławce zatrzymała się siostra zakonna w czarnym habicie. Była tak
niepozorna, że nie sposób byłoby zapamiętać jej twarzy, gdyby nie radość
odbijająca się w jej oczach i jakaś trudna do wytłumaczenia siła. Siostra Julia
po chwili zdała sobie sprawę, że tą siłą jest pewność Bożej obecności. Tak
potrafią patrzeć albo mistycy, albo szaleńcy.
-
Siostro – odezwała się szeptem do siostry Julii – cokolwiek to jest, Bóg jest
od tego większy.
-
Tak, wiem…
Nieznajoma
uśmiechnęła się prawie tak samo jak siostra Stanisława. Była w tym uśmiechu
troska i życiowa mądrość. Dziwne. Wyglądała na co najmniej kilka lat młodszą od
siostry Julii.
-
Teraz siostra to tylko wie, ale już wkrótce siostra tego doświadczy. I wtedy
zmieni się wszystko.
-
Chciałabym – westchnęła siostra Julia.
-
Nie będzie takiego krzyża, którego siostra nie udźwignie. Bo taka jest miłość.
Siostra
Julia patrzyła z rosnącym zdumieniem na młodą zakonnicę. Większość jej
współsióstr nie miała w sobie takiego zapału i pokoju zarazem. Zazwyczaj nie
lubiły też rozmów o krzyżu. Tymczasem nieznana siostra wypowiadała to słowo z
czułością, bez cienia egzaltacji, jakby to było jej największe pragnienie.
-
Proszę o modlitwę, kimkolwiek siostra jest – powiedziała siostra Julia.
-
Siostra Faustyna ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia.
-
A tak. Są takie siostry w Wilnie. Faustyna czyli szczęśliwa… Najpiękniejsze
imię, jakie słyszałam.
-
Przecież wszystkie nosimy to imię: „szczęśliwe”, prawda?
Siostra
Julia pokiwała głową twierdząco, coraz bardziej zaskoczona spotkaniem z
nieznajomą.
-
Bo wybrał nas Najpiękniejszy z Synów Ludzkich po to, żebyśmy opowiadały ludziom
o Jego nieskończonym miłosierdziu – powiedziała siostra o pięknym imieniu –
Muszę wracać do klasztoru. Niech siostra pamięta: On jest przy nas zawsze. A
najbardziej w tym, co nas przerasta.
Nieznajoma
uklękła i trwała tak przez chwilę, zasłuchana w kościelną ciszę. Potem zniknęła
bezpowrotnie za drzwiami kościoła.
-
Dziękuję, Jezu – szepnęła siostra Julia. Poczuła, że wracają jej siły.
(fragment mojej powieści „Wszystko, co tutaj
kochałam”, która ukaże się w 2020 nakładem Edycji Świętego Pawła)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz