niedziela, 20 października 2019



Niedzielnie…

„Obroń mnie przed moim przeciwnikiem.” (Łk 18, 3)

Przypowieść o wdowie, która naprzykrzała się sędziemu, pokazuje, czym jest modlitwa: systematycznym naprzykrzaniem się Bogu. Czasami jest to wołanie, czasem szept, a czasem pogawędka przy kawie. Bo tylko wtedy można mówić o relacji.
Kiedy mówię Bogu: „Obroń mnie przed moi przeciwnikiem”, to wiem, że mnie wysłucha. Nie ma takiego lęku, porażki, smutku, który by mnie wdeptał w ziemię.  Po prostu wiem, że zło jest bez szans. Nie ma do mnie dostępu.  Szatan realnie istnieje, ale jest bezradny wobec relacji Boga z człowiekiem.
Oczywiście to nie jest tak, że kiedy uwierzę Jezusowi, to dostaję w pakiecie młodość, piękność, zdrowie, bogactwo i sławę, a także gwarancję, że wszystkie nieszczęścia świata będą skutecznie omijać mój dom. Najwyżej spadną na domy sąsiadów. Cierpienie jest integralną częścią naszego życia. Począwszy od błahej sytuacji, że nie mam skąd pożyczyć historycznych mundurów na spektakl teatralny, poprzez chorobę moją czy kogoś bliskiego, a na wojnie w Syrii skończywszy… Różne są nasze lęki powszednie i różne cierpienia. Nie da się jednak ich uniknąć.
„Obroń mnie przed moim przeciwnikiem” oznacza tyle, co: „Wiem, Komu zaufałem.” Jest taka piękna biblijna opowieść o młodym Dawidzie, który idzie walczyć z potężnym, dobrze uzbrojonym Goliatem, wyposażony jedynie w procę. „Ty idziesz na mnie z mieczem, dzidą i zakrzywionym nożem, ja zaś idę na ciebie w imię Pana Zastępów” (1 Sm 17, 45) – mówi Dawid do drwiącego z niego olbrzyma. To wystarczy. Zwycięża.
Kiedy wiem, w czyje imię zaczynam dzień, idę do pracy, zmagam się z trudnościami, wracam do domu, to wiem, po co żyć. I żadne cierpienie nie ma takiej mocy, żeby mnie złamać.
A natrętna modlitwa jest po to, żebym sobie ciągle o tym przypominała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz