niedziela, 28 stycznia 2024


 

Powiew COOL-tury

 

Wygrzebać się z dołu na zwłoki (Mistrz, reż. Maciej Barczewski, 2021)

 

Piotr Głowacki stworzył tutaj kreację. Cały film Macieja Barczewskiego opiera się właśnie na nim: prawdziwy mistrz!

Obraz opowiadający o prawdziwej postaci: Tadeuszu Pietrzykowskim, „Teddym” - bokserze, który po kampanii wrześniowej chciał się przedostać do Francji, żeby walczyć w formującym się tam wojsku polskim, ale został schwytany przez węgierską żandarmerię i trafił jako jeden z pierwszych do Auschwitz - jest przejmujący. Obejrzałam go dopiero wczoraj, w rocznicę wyzwolenia obozu Auschwitz – Birkenau.

Wszystko tutaj jest dopracowane i przemyślane tak, żeby wyeksponować dramat głównego bohatera, a równocześnie pozostawić widza z uniwersalnymi przemyśleniami dotyczącymi czasów, w których żyjemy dziś: scenariusz, reżyseria, aktorstwo, „bura”, depresyjna kolorystyka, poruszająca muzyka Bartosza Chajdeckiego…

Nie zobaczymy tu linearnej biografii „mistrza”. Właściwie tylko wycinek: poznajemy Pietrzykowskiego już w Auschwitz. Więźniowie nie mają tam wielkiego wyboru: mogą się załamać i biernie czekać na śmierć, oddać życie za współwięźniów jak Maksymilian Kolbe (którego zresztą „Teddy” spotkał osobiście w obozie, ale w filmie tego wątku nie ma) lub za wszelką cenę walczyć o przetrwanie. „Teddy” wybiera trzecią opcję. Co to oznacza? Spokojne patrzenie, jak umierają inni. Zjadanie własnej porcji, nawet, jeśli ktoś obok umiera z głodu, a czasami i cudzej. Obojętne słuchanie wrzasków ludzi w komorach gazowych, którym powiedziano, że czeka ich kąpiel i ciepły posiłek… Mistrz długo nie wytrzymuje. Zaczyna dostrzegać współwięźniów, kraść dla nich jedzenie i leki, opiekować się osieroconym chłopcem… Domyślamy się, że za wrażliwość w takim miejscu trzeba drogo zapłacić: jeśli nie własnym życiem, to bolesną stratą. Mistrz jest gotowy zapłacić każdą cenę. A przy okazji wychodzi na jaw jego talent. Staje się zabawką, która w każdej chwili może się znudzić nazistowskim panom życia i śmierci. I walczy: już nie o medale, puchary i światową sławę, lecz o zachowanie godności i człowieczeństwa, o nadzieję dla współwięźniów, a czasem także o czyjeś życie. Ten drobny człowieczek (wagi „koguciej”) pokonuje na ringu niemieckich osiłków z międzynarodowymi sukcesami…

Wydaje się, że o wojnie już powiedziano wszystko. Mało: przez ostatnie kilka lat stała się „modnym” tematem różnego rodzaju bestsellerów w „empikach”. Mamy więc „tatuażystów z Auschwitz”, „położne z Auschwitz”, a nawet – „przedszkolanki z Auschwitz” i „bibliotekarki z Auschwitz”. Wreszcie – przekłamane powieści Maksa Czornyja. Niektóre z tych pozycji to jednak naprawdę wartościowe książki, jak choćby Położna z Auschwitz Magdy Knedler, opowiadająca prawdziwą historię Stanisławy Leszczyńskiej, ale tytuły już są marketingowym chwytem…

Zawsze mnie zastanawiało, skąd we współczesnej popkulturze ta fascynacja złem i zagładą. Jak to możliwe, że z tragedii milionów ludzi robi się sensacyjne czytadła? Zauważyłam też, że pozycja najlepiej się sprzedaje, gdy w tytule pojawia się nazwa obozu: najlepiej Auschwitz, ale może być też, dajmy na to, Buchenwald. Nie mam na to odpowiedzi. Film Barczewskiego jednak nie jest tanią popularyzacją zagłady. Jest pytaniem o to, czy godność, człowieczeństwo i nadzieję da się ocalić w każdych warunkach. Pytaniem, które ciągle powraca, także w kontekście współczesnych wojen w Ukrainie i Strefie Gazy.

Piotr Głowacki poprzez oszczędne, ale genialne aktorstwo odpowiada na to pytanie twierdząco. Na jego zmaltretowanej twarzy widać całą gamę emocji i postaw: strach i odwagę, rezygnację i wolę walki, rozpacz i nadzieję, bezsilność i wewnętrzną siłę, która każe mu po raz kolejny dźwignąć się z dołu, w którym są palone zwłoki, i pójść do walki. Jeszcze ten jeden raz… Bo na tym polega prawdziwe mistrzostwo: na podźwignięciu się, gdy inni już nie mają siły, jeszcze raz… ten jeden… ten ostatni. Scena, w której bohater wstaje i wygrzebuje się ze zbiorowej mogiły, poruszyła mnie najbardziej. Daje nadzieję, że warto. Nawet, jeśli po ludzku walka jest przegrana.  

Film Barczewskiego opowiada więc o nadziei. Ale także o wrażliwości na drugiego człowieka, możliwej nawet w największym piekle. „Jedenaste przykazanie: nie bądź obojętny” – apelował były więzień KL Auschwitz Marian Turski w słynnym przemówieniu Auschwitz nie spadło z nieba.

Święty Paweł ujął to jeszcze bardziej dobitnie:

Tak więc trwają wiara, nadzieja i miłość.

Z nich zaś największa jest miłość. (1 Kor 13, 13)

Nie ma w Pawłowym fragmencie nic na temat odpowiednich warunków, w jakich ta „wiara, nadzieja i miłość” ma trwać. Każde warunki są odpowiednie. Każdy czas jest właściwy. Zawsze, gdy obok jest drugi człowiek, słabszy i potrzebujący pomocy.

Krótko mówiąc: warto Mistrza zobaczyć! To kawał znakomitego kina, które daje do myślenia i po prostu wzrusza. Nie tylko w rocznicę wyzwolenia KL Auschwitz. Przesłanie jest uniwersalne przez cały rok.


Link do zwiastuna:

https://www.filmweb.pl/video/Zwiastun/Mistrz+Zwiastun+nr+1-58223

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz