piątek, 12 stycznia 2024


 

Powiew COOL- tury

Czy na pewno wszyscy zginą?

(Światło, którego nie widać, reż. Shawn Levy, Netflix 2023)

Na pewno wszyscy zginą! – pomyślałam po pierwszych dziesięciu minutach i tylko czekałam kiedy.

Nie będę oczywiście spojlerować, ale serial zaskakuje. Światło, którego nie widać jest nieoczywistą opowieścią o drugiej wojnie światowej: bez martyrologii, Holocaustu, obrazów nędzy i piekła obozów koncentracyjnych.

A jednak jest pokazany jej tragizm, a akcja trzyma w napięciu do ostatniej chwili.

Światło, którego nie widać to wyjątkowo udana Netflixowa adaptacja nagrodzonej Pulitzerem powieści Anthony’ego Doerra. Jest to historia dwojga równolatków z przeciwległej strony „barykady”: Marie, córki pracownika muzeum, i Wernera, genialnego konstruktora radia i znawcy działania fal radiowych. Mogą mieć osiemnaście lat, może dwadzieścia. Są nieprzeciętnie inteligentni i – jak się okazuje – odważni. Choć nie mówią o tym wprost, marzą o miłości i po prostu o tym, żeby być szczęśliwym, jak każdy młody człowiek. Jak każdy człowiek w ogóle. Oboje doświadczeni przez los: Marie jest niewidoma i mieszka jedynie z tatą (w serialu nie ma ani słowa o tym, co się stało z mamą), Werner wychowuje się w sierocińcu. No i ona jest Francuzką, a on Niemcem, co niczego dobrego nie wróży w latach 30. i 40. XX wieku.

Ich drogi niespodziewanie się skrzyżują, ale jeśli ktoś się spodziewa banalnego romansidła, jakiejś marnej kalki Romea i Julii, to nic z tych rzeczy. Tu jest coś o wiele więcej: jest czysta miłość, która rodzi się nie „od pierwszego wejrzenia”, lecz raczej od pierwszego słyszenia, jest wrażliwość, ale bez ckliwości, jest heroizm, ale bez patosu, jest idealizm, ale bez naiwności, i nadzieja, ale bez taniego optymizmu. Wreszcie: jest tęsknota za prawdą i odwaga w jej ocalaniu i jest odcięcie się od zła, nawet kosztem własnego życia.

Jest jeszcze jedna rzecz: audycja radiowa nadawana każdego wieczoru na tej samej częstotliwości, w której pewien profesor tłumaczy dzieciom różne zjawiska zachodzące w przyrodzie i w świecie. To właśnie on mówi, że najważniejsze jest światło, którego nie widać. Tajemniczego profesora słuchają dzieci zarówno w Niemczech, jak w innych krajach Europy. Oczywiście przed wybuchem wojny.

A potem losy młodych bohaterów mocno się komplikują, jak losy tysięcy innych ludzi w tym czasie.

Dlaczego ten serial naprawdę warto obejrzeć? Bo pokazuje, że są sprawy ważniejsze niż życie. I że można ocalić człowieczeństwo nawet w najbardziej nieludzkiej rzeczywistości. „Nie zmieniaj częstotliwości” – mówi Juta, siostra Wernera, gdy ten wyjeżdża z sierocińca do elitarnej placówki edukacyjnej dla chłopców, która ma z niego zrobić „nadczłowieka”, a ja w tym momencie ryczę jak bóbr… I że ta walka o swoją „częstotliwość” jest bardzo trudna i czasem wymaga dramatycznych wyborów. I jeszcze to, że miłość – ojca do córki, bratanicy do stryja, dziewczyny do chłopaka – jest właśnie tym tytułowym „światłem, którego nie widać”, siłą zdolną pokonać największe bestialstwo.

Pomimo że serial mówi o mrocznej rzeczywistości, jest przeniknięty właśnie tym światłem: ludzie, którzy wybierali dobro w czasach, kiedy inni chcieli tylko przetrwać, zdarzali się wszędzie, nawet w tym najbardziej nieludzkim obozie nazistów.

Podoba mi się niejednoznaczność tytułu: „światło, którego nie widać” może być nawiązaniem do ślepoty Marie, która tak naprawdę widziała o wiele więcej niż inni, i do wewnętrznej wolności, na którą się może zdecydować każdy z nas. Bez względu na okoliczności. Nawet, gdy wokół panuje nieprzenikniona ciemność.

Serial przypomina mi trochę Życie jest piękne Roberto Begniniego, film opowiadający o realiach życia w obozie koncentracyjnym, dokładnie w tym samym duchu: w perspektywie światła.

Oglądałam ten serial na wstrzymanym oddechu: tak dobrze był skonstruowany scenariusz Stevena Knighta, tak świetna reżyseria Shawna Levy’ego, tak wartka akcja i napięcie do ostatniego momentu. A do tego znakomicie poprowadzone kreacje aktorskie, szczególnie  młodych bohaterów: Louisa Hofmanna jako Wernera oraz Arii Mii Loberti jako Marie-Laure LeBlanc. Chciałabym ich jeszcze zobaczyć w jakimś filmie! Dodajmy, że Aria Mia Loberti naprawdę jest niewidoma.

Kiedy skończył się ostatni, czwarty odcinek, siedziałam przed ekranem oszołomiona, wstrząśnięta i z poczuciem żalu, że to już. Zostało mi „światło, którego nie widać” – czyli to, w co wierzę, co mnie kształtuje i co daje mi siłę nawet, gdy wokół panuje mrok. Dla mnie tym światłem jest Bóg.



Link do zwiastuna:

https://www.filmweb.pl/video/Zwiastun/%C5%9Awiat%C5%82o%2C+kt%C3%B3rego+nie+wida%C4%87+Zwiastun+nr+2+polski-66781

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz