Myśli
niedorzeczne
- Zabronił mieszkańcom
miasta wszystkiego: śmiać się, bawić, chodzić do szkoły, pracować… Jednej
rzeczy nie mógł im zabronić: marzyć.
Nie mam pojęcia, co bym
zrobiła, gdybym się znalazła w sytuacji tamtych ludzi. Może bym biegła ratować
tych, których kocham, albo – obcych ludzi, bo akurat byliby najbliżej. A może
bym siedziała skulona w jakiejś piwnicy i wyła ze strachu. Nikt z nas tego nie wie.
Łatwo oceniać z
perspektywy nadal spokojnych ulic, ciągle jeszcze wygodnego fotela i póki co,
spokojnego nieba nad Polską. Że powstanie było głupotą, że bezsensownie
poświęcono miasto i tysiące ludzi, że cywile nie mieli nic do gadania. Jest w
tym słuszność.
Czuję złość i
przerażenie, kiedy czytam relacje o mordowaniu niemowląt na oczach ich matek
czy gwałceniu kobiet przez zwyrodnialców Dirlewangera czy żołdaków RONA. Nie byłoby tej apokalipsy, gdyby nie decyzja
o godzinie „W”…
Ale nikt z nas nie był
na miejscu tamtych ludzi, a oni nie mogli w stu procentach wiedzieć tego, co my
wiemy dzisiaj: że Armia Czerwona będzie sobie cynicznie czekać, aż Polacy się
wykrwawią, a Zachód będzie udawał, że to nie jego problem. Nikt z nas nie wie,
jakie to uczucie żyć przez pięć lat w ciągłym strachu przed łapankami, rozstrzelaniami,
wywózką do obozów czy na przymusowe roboty. Strachu i poczuciu upokorzenia. Oni
mieli po prostu dość. Ale mieli jeszcze coś bardzo ważnego: nadzieję.
I ta nadzieja
przetrwała: w tych młodych ludziach, którzy potrafili walczyć do końca. W
artystach, którzy w tym piekle na ziemi potrafili tworzyć sztukę, żeby inni się
nie załamali. W siostrach zakonnych, które z narażeniem życia pomagały
powstańcom, ratowały cywilów, ukrywały Żydów…
Przeraża mnie, że
dokładnie takie same obrazy dzieją się tuż obok, w 2022 roku. Że historia z
taką bezwzględnością się powtarza. Tam, w Ukrainie, też są ludzie, dla których
wartością nadrzędną jest wolność. Nawet za cenę życia.
Czym jest dla mnie
dzisiejsza rocznica? Okazją do zadania sobie pytania, czy są takie wartości,
dla których jestem gotowa zarówno żyć, jak umrzeć. Wierzę, że dla Jezusa:
również obecnego w drugim człowieku. Mam nadzieję, że nie wyłabym ze strachu,
skulona w piwnicy.
Nie mogę jednak mieć
pewności. Nikt z nas nie może.
A film Komasy gorąco
polecam. Nie tylko w rocznicę Powstania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz