Powiew
COOL – tury…
25 lat człowieczeństwa
(25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy,
reż. Jan Holoubek, 2020)
Bohaterski policjant występujący
w imię prawdy przeciwko skorumpowanym kolegom? Człowiek z pasją, który wierzy w
swoją pracę i jest do bólu uczciwy, nawet za cenę jej utraty? Rycerz, któremu
się udaje pokonać system? Brzmi jak hollywoodzka baśń, tyle że ta „baśń”
wydarzyła się naprawdę w 1997 roku, i to w Polsce, a nie za oceanem, i w niczym
baśni nie przypomina. Bo trudno nazwać baśnią obskurne ściany celi więziennej,
klaustrofobiczny spacerniak, skatowaną twarz bohatera, gwałt na współwięźniu
czy samobójstwo towarzysza więziennego losu. A wszystko pokazane brutalnie i
ascetycznie. Bez cienia litości dla widza.
Wiosna 2000 roku.
Zwyczajny dom. Świt. Kamera pokazuje uśpione twarze domowników. Ciszę przerywa
złowróżbny łomot: policja. Tak się zaczyna dramatyczna historia Tomka – nomen omen
- Komendy, prostego, nieśmiałego chłopaka, który lubił swoją pracę w myjni
samochodowej i właśnie się zakochał. A potem prawie dwadzieścia lat koszmaru:
najpierw bicia przez przesłuchujących go policjantów, żeby powiedział to, co
chcą usłyszeć, bo przecież trzeba zamknąć śledztwo, a potem katowania przez
współwięźniów, mszczących się okrutnie –
zgodnie z więziennym kodeksem – na „dzieciojebcy”. Kiedy oglądałam sceny
przesłuchania, a potem katowania bohatera przez policję i innych więźniów,
miałam przez chwilę wrażenie, że temat dotyczy drugiej wojny światowej albo
głębokiego stalinizmu. Tymczasem wojna się dawno skończyła, komunizm
szczęśliwie minął, a my jesteśmy w wolnej (podobno) Polsce u progu nowego
Millenium…
Jak to możliwe? – aż chce
się zawołać. I film Holoubka jest właśnie opowieścią o tym wołaniu. Czy możemy
mówić, że żyjemy w wolnym kraju, skoro do naszego domu w każdej chwili może
wtargnąć policja, potraktować nas jak śmieć i uznać za mordercę ot, tak sobie,
bo kogoś trzeba uznać? Czy możemy mówić, że żyjemy w wolnym kraju, skoro lepiej
nie ruszać sprawy sprzed dwudziestu lat, nawet, jeśli wiemy, że z jej powodu
cierpi niewinny człowiek, bo zbyt wielu wpływowych ludzi jest w nią
zamieszanych? Czy możemy mówić, że żyjemy w wolnym kraju, skoro dla
zatuszowania karygodnych błędów stróżów prawa łamie się życie niewinnemu
człowiekowi tylko dlatego, że jest bezbronny i stać go jedynie na adwokata z
urzędu?
Tomek Komenda miał
szczęście. Po 18 latach odsiadki za niepopełnioną zbrodnię: gwałt i morderstwo
piętnastolatki, której nie widział na oczy, spotkał policjanta i prokuratorów,
którzy postanowili zająć się sprawą i trafili na ślad prawdziwych sprawców
zbrodni.
Tomek Komenda miał
szczęście. Wyszedł z więzienia i jest bohaterem. A jeśli nie znalazłby się
nikt, kto by stanął w jego obronie, to co?
Tomek Komenda miał
szczęście. Zainspirował twórców filmu, który już po 2
tygodniach dystrybucji stał się hitem,
jest zapraszany przez stacje telewizyjne. Ale nawet
najbardziej popularny program telewizyjny nie zniweluje tego, co zniszczyło
jego psychikę.
Tomek Komenda miał
szczęście. Jego los pokazuje, że to, co najbardziej bezbronne, dochodzi czasem
do głosu. Ile jest jednak takich słabych, bezbronnych ofiar, które nie spotkają
na swojej drodze charyzmatycznego obrońcy?
25
lat niewinności… to także opowieść o 25 latach
człowieczeństwa. Tomek jest przedstawiony w filmie jako wrażliwy outsider nie
pasujący do systemu. Kompletnie go nie rozumie.
Jest na to zbyt czysty i prosty – niczym Forrest Gump z głośnego filmu
Roberta Zemeckisa. Po brutalnym przesłuchaniu przez policję wykrztusza
ostatkiem sił, jak dziecko: „chcę do domu”. Długo do tego domu nie wróci… I
tutaj wielki ukłon w stronę Piotra Trojana – odtwórcy roli tytułowej. Wydobył z
postaci to, co w niej najpiękniejsze: niewinność. Tę prawdziwą, dziecięcą, którą
można łatwo stłamsić i podeptać, a jednak bohater ją w sobie ocala i przenosi
przez prawie dwudziestoletni koszmar. Aktor buduje postać bardzo oszczędnymi
środkami: przez spojrzenia, milczenie, wymalowaną na twarzy bezradność i
rozpacz – jednak bez przerysowania. Tomek Komenda w tej interpretacji ma coś ze
spłoszonego zwierzątka, coś ze skrzywdzonego dziecka i coś ze starca świadomego
swojej godności.
Kolejną kreacją jest
rola matki Tomka w wykonaniu Agaty Kuleszy. Silna i zdeterminowana, a jednak
mająca swoje chwile załamania, opanowana, a jednak czasem wybuchająca
rozpaczliwą złością, pewna, że „to się wyjaśni”, ale czasem zrezygnowana i
bezradna. Dlatego tak autentyczna. Matka Kuleszy to poruszający portret
wszystkich bohaterskich matek świata: czekających na odwiedziny w więzieniach,
czuwających przy szpitalnych łóżkach, chroniących dzieci przed mężami
alkoholikami, gotowych oddać za nie życie – czasem pod kulami toczącej się
wojny, a czasem kropla po kropli, w żmudnej codzienności. Przypomina trochę
bohaterkę wiersza Wisławy Szymborskiej Portret
kobiecy:
Naiwna, ale najlepiej
doradzi.
Słaba, ale udźwignie.
Nie ma głowy na karku,
to będzie ją miała.
Czyta Jaspersa i pisma
kobiece.
Nie wie, po co ta
śrubka i zbuduje most.
Wreszcie:
last but not least czyli Remigiusz
Korejwo w wykonaniu Dariusza Chojnackiego. Żaden z niego Tom Cruise z „Ludzi
honoru”. Ot, zwykły, szary człowieczek, ojciec kilkorga dzieci, bojący się o
pracę. Ale ma poczucie misji czyli - mówiąc mniej górnolotnie - traktuje robotę
w policji bardzo serio. Na tyle serio, że ma odwagę wrócić do zamkniętej sprawy
gwałtu i zabójstwa w Miłoszycach w feralnego Sylwestra 1996. Chojnacki dał tej
postaci pasję i wyrazistość. Niepozorny człowieczek drąży temat, sprawa go coraz
bardziej pochłania i to widać w jego rozpalonych gorączką oczach. Chojnacki,
podobnie jak Trojan, posługuje się w swojej roli środkami oszczędnymi, ale
właśnie dlatego wierzymy jego Remigiuszowi Korejwie.
Wzruszyła
mnie scena, kiedy Remigiusz zabiera Tomka na przesłuchanie i ten wyciąga w
stronę policjanta ręce, oczekując zakucia w kajdanki, a tymczasem Remigiusz
ściska mu dłoń w geście szacunku. Widzi w Tomku człowieka.
25 lat niewinności…
to film niełatwy, ale ważny i wstrząsający. Ostre, wyraziste, krótkie obrazy,
„postrzępiona”, momentami trochę kakofoniczna muzyka Colina Stetsona i Sary Neufeld
świetnie oddająca nastrój więziennej rzeczywistości, klaustrofobiczne wnętrza,
chłód i wirujące płatki śniegu bardzo pomagają w wejściu w tę opowieść i
utożsamieniu się z bohaterem. Nawet nielinearna narracja ma tutaj sens: widz
czuje się trochę tak, jakby wszedł do skołatanej głowy Tomka i był świadkiem jego
bolesnych wspomnień. Brak chronologii wydarzeń nie przeszkadza w zrozumieniu
fabuły, bo one układają się w spójną, logiczną całość – jak puzzle.
Słowem:
warto, a nawet trzeba ten film zobaczyć. Obraz Holoubka pozostawia nas
wszystkich z pytaniem o to, czy warto walczyć o prawdę i godność tych, którzy
nie mogą się bronić sami. Co ja bym zrobiła na miejscu Remigiusza Korejwy?
Link do zwiastuna:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz