Powiew
COOL-tury
Wygrzebać
się z dołu na zwłoki (Mistrz, reż.
Maciej Barczewski, 2021)
Piotr Głowacki stworzył
tutaj kreację. Cały film Macieja Barczewskiego opiera się właśnie na nim:
prawdziwy mistrz!
Obraz opowiadający o
prawdziwej postaci: Tadeuszu Pietrzykowskim, „Teddym” - bokserze, który po
kampanii wrześniowej chciał się przedostać do Francji, żeby walczyć w
formującym się tam wojsku polskim, ale został schwytany przez węgierską
żandarmerię i trafił jako jeden z pierwszych do Auschwitz - jest przejmujący.
Obejrzałam go dopiero wczoraj, w rocznicę wyzwolenia obozu Auschwitz –
Birkenau.
Wszystko tutaj jest
dopracowane i przemyślane tak, żeby wyeksponować dramat głównego bohatera, a
równocześnie pozostawić widza z uniwersalnymi przemyśleniami dotyczącymi
czasów, w których żyjemy dziś: scenariusz, reżyseria, aktorstwo, „bura”,
depresyjna kolorystyka, poruszająca muzyka Bartosza Chajdeckiego…
Nie zobaczymy tu
linearnej biografii „mistrza”. Właściwie tylko wycinek: poznajemy
Pietrzykowskiego już w Auschwitz. Więźniowie nie mają tam wielkiego wyboru:
mogą się załamać i biernie czekać na śmierć, oddać życie za współwięźniów jak
Maksymilian Kolbe (którego zresztą „Teddy” spotkał osobiście w obozie, ale w
filmie tego wątku nie ma) lub za wszelką cenę walczyć o przetrwanie. „Teddy”
wybiera trzecią opcję. Co to oznacza? Spokojne patrzenie, jak umierają inni.
Zjadanie własnej porcji, nawet, jeśli ktoś obok umiera z głodu, a czasami i
cudzej. Obojętne słuchanie wrzasków ludzi w komorach gazowych, którym
powiedziano, że czeka ich kąpiel i ciepły posiłek… Mistrz długo nie wytrzymuje.
Zaczyna dostrzegać współwięźniów, kraść dla nich jedzenie i leki, opiekować się
osieroconym chłopcem… Domyślamy się, że za wrażliwość w takim miejscu trzeba
drogo zapłacić: jeśli nie własnym życiem, to bolesną stratą. Mistrz jest gotowy
zapłacić każdą cenę. A przy okazji wychodzi na jaw jego talent. Staje się
zabawką, która w każdej chwili może się znudzić nazistowskim panom życia i
śmierci. I walczy: już nie o medale, puchary i światową sławę, lecz o
zachowanie godności i człowieczeństwa, o nadzieję dla współwięźniów, a czasem
także o czyjeś życie. Ten drobny człowieczek (wagi „koguciej”) pokonuje na
ringu niemieckich osiłków z międzynarodowymi sukcesami…
Wydaje się, że o wojnie
już powiedziano wszystko. Mało: przez ostatnie kilka lat stała się „modnym”
tematem różnego rodzaju bestsellerów w „empikach”. Mamy więc „tatuażystów z
Auschwitz”, „położne z Auschwitz”, a nawet – „przedszkolanki z Auschwitz” i
„bibliotekarki z Auschwitz”. Wreszcie – przekłamane powieści Maksa Czornyja.
Niektóre z tych pozycji to jednak naprawdę wartościowe książki, jak choćby Położna z Auschwitz Magdy Knedler,
opowiadająca prawdziwą historię Stanisławy Leszczyńskiej, ale tytuły już są
marketingowym chwytem…
Zawsze mnie zastanawiało,
skąd we współczesnej popkulturze ta fascynacja złem i zagładą. Jak to możliwe,
że z tragedii milionów ludzi robi się sensacyjne czytadła? Zauważyłam też, że
pozycja najlepiej się sprzedaje, gdy w tytule pojawia się nazwa obozu:
najlepiej Auschwitz, ale może być też, dajmy na to, Buchenwald. Nie mam na to
odpowiedzi. Film Barczewskiego jednak nie jest tanią popularyzacją zagłady.
Jest pytaniem o to, czy godność, człowieczeństwo i nadzieję da się ocalić w
każdych warunkach. Pytaniem, które ciągle powraca, także w kontekście
współczesnych wojen w Ukrainie i Strefie Gazy.
Piotr Głowacki poprzez
oszczędne, ale genialne aktorstwo odpowiada na to pytanie twierdząco. Na jego
zmaltretowanej twarzy widać całą gamę emocji i postaw: strach i odwagę, rezygnację
i wolę walki, rozpacz i nadzieję, bezsilność i wewnętrzną siłę, która każe mu
po raz kolejny dźwignąć się z dołu, w którym są palone zwłoki, i pójść do
walki. Jeszcze ten jeden raz… Bo na tym polega prawdziwe mistrzostwo: na
podźwignięciu się, gdy inni już nie mają siły, jeszcze raz… ten jeden… ten ostatni.
Scena, w której bohater wstaje i wygrzebuje się ze zbiorowej mogiły, poruszyła
mnie najbardziej. Daje nadzieję, że warto. Nawet, jeśli po ludzku walka jest
przegrana.
Film Barczewskiego
opowiada więc o nadziei. Ale także o wrażliwości na drugiego człowieka,
możliwej nawet w największym piekle. „Jedenaste przykazanie: nie bądź obojętny”
– apelował były więzień KL Auschwitz Marian Turski w słynnym przemówieniu Auschwitz nie spadło z nieba.
Święty Paweł ujął to
jeszcze bardziej dobitnie:
Tak
więc trwają wiara, nadzieja i miłość.
Z
nich zaś największa jest miłość. (1 Kor 13, 13)
Nie ma w Pawłowym fragmencie
nic na temat odpowiednich warunków, w jakich ta „wiara, nadzieja i miłość” ma
trwać. Każde warunki są odpowiednie. Każdy czas jest właściwy. Zawsze, gdy obok
jest drugi człowiek, słabszy i potrzebujący pomocy.
Krótko mówiąc: warto Mistrza zobaczyć! To kawał znakomitego
kina, które daje do myślenia i po prostu wzrusza. Nie tylko w rocznicę
wyzwolenia KL Auschwitz. Przesłanie jest uniwersalne przez cały rok.
Link do zwiastuna:
https://www.filmweb.pl/video/Zwiastun/Mistrz+Zwiastun+nr+1-58223