Powiew
COOL -tury
Chwileczkę
, ulegamy zbiorowej psychozie!
(Maria
Paszyńska, Hańba, Książnica 2023)
Nigdy
nie śnił jej się Łuck. Każdorazowo widziała swoją wioskę. Rozpoznawała każdy
dom, każde drzewo morwowe, każdą grządkę, ścieżkę, każdy płot. Uśmiechała się
na widok sąsiadów pochylonych nad codziennymi pracami. Jędrzej, otoczony
gromadka dzieci, wyplatał koszyki z długich wiklinowych witek, Joaśka łuskała
fasolę, stara Maciejowa zrywała w kącie ogrodu pokrzywę do suszenia. Janka
wołała do nich serdecznie, lecz gdy podnosili głowy, słowa cofały się w głąb
jej krtani. Zamiast twarzy mieli krwawe miazgi. Powyłupywane oczy.
Przepołowione czaszki. Poobcinane uszy.
Czytałam już sporo
tytułów Marii Paszyńskiej. Te książki urzekają mnie wiernością w odtwarzaniu
historycznego tła, głębią psychologiczną postaci i dramaturgią. Są po prostu
poruszające. Zazwyczaj prezentują losy jednostki na tle nieludzkiej historii.
Przenosimy się do ogarniętej hołodomorem
Ukrainy warszawskiego getta, na Syberię, a nawet do Iranu (mało znany epizod
deportacji polskich Sybiraków właśnie do tego kraju).
Zawsze jednak w centrum
wydarzeń jest jakaś para bohaterów. Klasyczny romans młodych ludzi, którzy mają
swoje plany, marzenia i chcą za wszelką cenę żyć.
Nie chciałabym jednak być
bohaterką powieści Paszyńskiej. Postacie z jej książek mają, delikatnie mówiąc,
przechlapane. Trudno się jednak dziwić: historia jest okrutna, a jej
niszczycielska siła potrafi odebrać człowiekowi absolutnie wszystko. Na samym końcu
dopiero życie.
Historia? A może jednak
drugi człowiek?
Czy wydarzenia, które
opisuje Maria Paszyńska: bestialstwa Niemców w okupowanej Warszawie, życie w
getcie, wywózki na Sybir, wreszcie – jak w Hańbie
– zbrodnia na Wołyniu, to wina jakiejś odgórnej, ślepo kierującej ludzkim losem
historii, czy może skutek konkretnych ludzkich wyborów?
Zawsze jest wybór: dać
się zmanipulować przez jakąś ideologię albo pozostać sobą, stać się bestią albo
bohaterem, nienawidzić albo sprzeciwić się złu, pozostać obojętnym i uniknąć
kłopotów albo narazić własne życie. Nie są to łatwe wybory, bo czasem wiążą się
z ocaleniem lub wystawieniem na niebezpieczeństwo własnej rodziny, ale często
decydują o tym, czy ocalimy własne człowieczeństwo.
Powieść Marii
Paszyńskiej Hańba opowiada o
wydarzeniach na Wołyniu w 1943 roku. O Wołyniu już napisano bardzo wiele,
powstał też film Wojtka Smarzowskiego. Polacy padli ofiarą tak niewyobrażalnych
okrucieństw ze strony Ukraińców, że aż trudno o tych bestialstwach czytać. A
jednak czytam i to, co dla mnie jest najbardziej przerażające w tej powieści,
to nie tyle opisy mordów, gwałtów i tortur, ile opis mechanizmu zniewolenia
ludzkiego umysłu i serca.
Oto mamy Wołyń z lat trzydziestych XX wieku, gdzie zgodnie mieszkają Polacy, Ukraińcy i Żydzi. Może nie do końca się rozumieją, może żyją w innych światach, ale współistnieją, a nawet czasami nawiązują relacje. Wołyń to kraina, gdzie jedno zdanie zaczyna się po polsku, a kończy po ukraińsku, i nikt się temu nie dziwi. Mamy też trójkę beztroskich nastolatków, takich, jak tysiące innych w międzywojennej wielokulturowej Polsce. Jak tysiące innych w Polsce współczesnej.
Semen i Janka – rodzeństwo z
mieszanej rodziny Polki i Ukraińca - oraz ich przyjaciel Dima, rdzenny Ukrainiec.
Ich błahe, nastoletnie problemy (koleżanka Janki jest ładniejsza i ma większe
powodzenie wśród chłopców, Semen ma słabe oceny w szkole i ciągle go wyrzucają
z kolejnych placówek edukacyjnych) przerywa druga wojna światowa.
Wraz z wojną przychodzi
przyspieszona dorosłość, dramatyczne wybory i pierwsza miłość, której lepiej,
żeby w tych okolicznościach nie było…
Semen i Dima dają się
wciągnąć w coraz bardziej popularny i rosnący we wpływy na Wołyniu ruch
banderowców. I to jest prawdziwy dramat tej powieści. Czytając powieść
Paszyńskiej, chyba jeszcze bardziej niż kilka lat temu podczas głośnego filmu
Smarzowskiego, zastanawiałam się, jak to możliwe, że ludzie, którzy mieli
przyjaciół, sąsiadów, kolegów z dzieciństwa, a nawet narzeczonych, współmałżonków,
rodziców i rodzeństwo, mogli w ciągu jednej nocy z zimną krwią zaszlachtować
ich siekierami, i nie znalazł się nikt, kto by stanął i powiedział: Chwileczkę,
ulegamy zbiorowej psychozie!
Jak to możliwe, że
ksiądz w grekokatolickiej cerkwi nawołuje do rzezi, używając do tego jeszcze
cytatu z Ewangelii o oddzielaniu pszenicy od kąkolu? Jak to możliwe, że syn bez
mrugnięcia okiem planuje morderstwo własnej matki i siostry, bo uważa, że musi
z siebie zmyć „hańbę” – czyli otworzyć sobie furtkę do awansu w szeregach
banderowców?
Możliwe. Tak jak
możliwe było wmówienie porządnym, wykształconym Niemcom – lekarzom, prawnikom,
profesorom, miłośnikom Goethego i Wagnera – że Żydzi śmierdzą, mają wszy i nie
są ludźmi. Trwało to zaledwie kilka lat, a to, co się działo w czasie wojny,
było już skutkiem tej duchowej „przemiany”.
Uwaga,
uwaga, zaczynamy się oswajać z myślą, że można kogoś wykluczyć, że można kogoś
stygmatyzować, że można kogoś wyalienować. I tak powolutku, stopniowo, dzień za
dniem ludzie zaczynają się z tym oswajać – i ofiary, i oprawcy, i świadkowie,
ci, których nazywamy bystanders, zaczynają przywykać… - mówił z goryczą były więzień KL Auschwitz
Marian Turski w słynnym przemówieniu Auschwitz
nie spadło z nieba.
Przemówienie dotyczyło
antysemityzmu, ale czy nie można go odnieść do każdego wykluczenia, podziału na
„naszych” i „nie naszych”, Polaków i Ukraińców, uchodźców „legalnych” i
„nielegalnych”, zwolenników tej czy innej partii, „lewaków” i „katoli”,
„tęczową zarazę” i „pisiorów”?
Tak łatwo zmienić
ludzki umysł. Zaprogramować go zgodnie z oczekiwaniami jakiegoś ugrupowania czy
partii. Zamienić porządnego obywatela, który kocha swoją rodzinę, słucha muzyki
poważnej i chodzi do teatru, w oprawcę…
Hańba
Marii Paszyńskiej nie jest powieścią, która jedynie opisuje odległe wydarzenia.
To książka, która stawia ważne pytania na dziś. Czy potrafimy ze sobą rozmawiać?
Czy hasła o równości, tolerancji i wzajemnym szacunku w polskiej przestrzeni
publicznej nie są tylko pustymi słowami? Czy dajemy sobie wzajemnie prawo do
odmiennego zdania, światopoglądu, sposobu życia? Czy umiemy się pięknie różnić
i szukać raczej mostów niż budować mury?
Patrząc na to, co się
dzieje w moim kraju przed wyborami, nie byłabym tego taka pewna. Czuję na
plecach lodowaty wiatr historii…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz