wtorek, 10 października 2023


 

Powiew COOL -tury

 

Chwileczkę , ulegamy zbiorowej psychozie!

(Maria Paszyńska, Hańba, Książnica 2023)

Nigdy nie śnił jej się Łuck. Każdorazowo widziała swoją wioskę. Rozpoznawała każdy dom, każde drzewo morwowe, każdą grządkę, ścieżkę, każdy płot. Uśmiechała się na widok sąsiadów pochylonych nad codziennymi pracami. Jędrzej, otoczony gromadka dzieci, wyplatał koszyki z długich wiklinowych witek, Joaśka łuskała fasolę, stara Maciejowa zrywała w kącie ogrodu pokrzywę do suszenia. Janka wołała do nich serdecznie, lecz gdy podnosili głowy, słowa cofały się w głąb jej krtani. Zamiast twarzy mieli krwawe miazgi. Powyłupywane oczy. Przepołowione czaszki. Poobcinane uszy.

Czytałam już sporo tytułów Marii Paszyńskiej. Te książki urzekają mnie wiernością w odtwarzaniu historycznego tła, głębią psychologiczną postaci i dramaturgią. Są po prostu poruszające. Zazwyczaj prezentują losy jednostki na tle nieludzkiej historii. Przenosimy się do ogarniętej hołodomorem Ukrainy warszawskiego getta, na Syberię, a nawet do Iranu (mało znany epizod deportacji polskich Sybiraków właśnie do tego kraju).

Zawsze jednak w centrum wydarzeń jest jakaś para bohaterów. Klasyczny romans młodych ludzi, którzy mają swoje plany, marzenia i chcą za wszelką cenę żyć.

Nie chciałabym jednak być bohaterką powieści Paszyńskiej. Postacie z jej książek mają, delikatnie mówiąc, przechlapane. Trudno się jednak dziwić: historia jest okrutna, a jej niszczycielska siła potrafi odebrać człowiekowi absolutnie wszystko. Na samym końcu dopiero życie.

Historia? A może jednak drugi człowiek?

Czy wydarzenia, które opisuje Maria Paszyńska: bestialstwa Niemców w okupowanej Warszawie, życie w getcie, wywózki na Sybir, wreszcie – jak w Hańbie – zbrodnia na Wołyniu, to wina jakiejś odgórnej, ślepo kierującej ludzkim losem historii, czy może skutek konkretnych ludzkich wyborów?

Zawsze jest wybór: dać się zmanipulować przez jakąś ideologię albo pozostać sobą, stać się bestią albo bohaterem, nienawidzić albo sprzeciwić się złu, pozostać obojętnym i uniknąć kłopotów albo narazić własne życie. Nie są to łatwe wybory, bo czasem wiążą się z ocaleniem lub wystawieniem na niebezpieczeństwo własnej rodziny, ale często decydują o tym, czy ocalimy własne człowieczeństwo.

Powieść Marii Paszyńskiej Hańba opowiada o wydarzeniach na Wołyniu w 1943 roku. O Wołyniu już napisano bardzo wiele, powstał też film Wojtka Smarzowskiego. Polacy padli ofiarą tak niewyobrażalnych okrucieństw ze strony Ukraińców, że aż trudno o tych bestialstwach czytać. A jednak czytam i to, co dla mnie jest najbardziej przerażające w tej powieści, to nie tyle opisy mordów, gwałtów i tortur, ile opis mechanizmu zniewolenia ludzkiego umysłu i serca.

Oto mamy Wołyń z lat trzydziestych XX wieku, gdzie zgodnie mieszkają  Polacy, Ukraińcy i Żydzi. Może nie do końca się rozumieją, może żyją w innych światach, ale współistnieją, a nawet czasami nawiązują relacje. Wołyń to kraina, gdzie jedno zdanie zaczyna się po polsku, a kończy po ukraińsku, i nikt się temu nie dziwi. Mamy też trójkę beztroskich nastolatków, takich, jak tysiące innych w międzywojennej wielokulturowej Polsce. Jak tysiące innych w Polsce współczesnej. 

Semen i Janka – rodzeństwo z mieszanej rodziny Polki i Ukraińca - oraz ich przyjaciel Dima, rdzenny Ukrainiec. Ich błahe, nastoletnie problemy (koleżanka Janki jest ładniejsza i ma większe powodzenie wśród chłopców, Semen ma słabe oceny w szkole i ciągle go wyrzucają z kolejnych placówek edukacyjnych) przerywa druga wojna światowa.

Wraz z wojną przychodzi przyspieszona dorosłość, dramatyczne wybory i pierwsza miłość, której lepiej, żeby w tych okolicznościach nie było…

Semen i Dima dają się wciągnąć w coraz bardziej popularny i rosnący we wpływy na Wołyniu ruch banderowców. I to jest prawdziwy dramat tej powieści. Czytając powieść Paszyńskiej, chyba jeszcze bardziej niż kilka lat temu podczas głośnego filmu Smarzowskiego, zastanawiałam się, jak to możliwe, że ludzie, którzy mieli przyjaciół, sąsiadów, kolegów z dzieciństwa, a nawet narzeczonych, współmałżonków, rodziców i rodzeństwo, mogli w ciągu jednej nocy z zimną krwią zaszlachtować ich siekierami, i nie znalazł się nikt, kto by stanął i powiedział: Chwileczkę, ulegamy zbiorowej psychozie!

Jak to możliwe, że ksiądz w grekokatolickiej cerkwi nawołuje do rzezi, używając do tego jeszcze cytatu z Ewangelii o oddzielaniu pszenicy od kąkolu? Jak to możliwe, że syn bez mrugnięcia okiem planuje morderstwo własnej matki i siostry, bo uważa, że musi z siebie zmyć „hańbę” – czyli otworzyć sobie furtkę do awansu w szeregach banderowców?

Możliwe. Tak jak możliwe było wmówienie porządnym, wykształconym Niemcom – lekarzom, prawnikom, profesorom, miłośnikom Goethego i Wagnera – że Żydzi śmierdzą, mają wszy i nie są ludźmi. Trwało to zaledwie kilka lat, a to, co się działo w czasie wojny, było już skutkiem tej duchowej „przemiany”.

Uwaga, uwaga, zaczynamy się oswajać z myślą, że można kogoś wykluczyć, że można kogoś stygmatyzować, że można kogoś wyalienować. I tak powolutku, stopniowo, dzień za dniem ludzie zaczynają się z tym oswajać – i ofiary, i oprawcy, i świadkowie, ci, których nazywamy bystanders, zaczynają przywykać… - mówił z goryczą były więzień KL Auschwitz Marian Turski w słynnym przemówieniu Auschwitz nie spadło z nieba.

Przemówienie dotyczyło antysemityzmu, ale czy nie można go odnieść do każdego wykluczenia, podziału na „naszych” i „nie naszych”, Polaków i Ukraińców, uchodźców „legalnych” i „nielegalnych”, zwolenników tej czy innej partii, „lewaków” i „katoli”, „tęczową zarazę” i „pisiorów”?

Tak łatwo zmienić ludzki umysł. Zaprogramować go zgodnie z oczekiwaniami jakiegoś ugrupowania czy partii. Zamienić porządnego obywatela, który kocha swoją rodzinę, słucha muzyki poważnej i chodzi do teatru, w oprawcę…

Hańba Marii Paszyńskiej nie jest powieścią, która jedynie opisuje odległe wydarzenia. To książka, która stawia ważne pytania na dziś. Czy potrafimy ze sobą rozmawiać? Czy hasła o równości, tolerancji i wzajemnym szacunku w polskiej przestrzeni publicznej nie są tylko pustymi słowami? Czy dajemy sobie wzajemnie prawo do odmiennego zdania, światopoglądu, sposobu życia? Czy umiemy się pięknie różnić i szukać raczej mostów niż budować mury?

Patrząc na to, co się dzieje w moim kraju przed wyborami, nie byłabym tego taka pewna. Czuję na plecach lodowaty wiatr historii…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz