niedziela, 19 czerwca 2022


 

Powiew COOL - tury

Wszyscy jesteśmy z Teb

(Sofokles, Król Edyp, reż. Jacek Raginis – Królikiewicz, Teatr TVP, 2022)

Wczoraj obejrzałam Króla Edypa Sofoklesa w reżyserii Jacka Raginisa – Królikiewicza. Spektakl, który w tym roku zdobył Grand Prix na Festiwalu Dwa Teatry. W głowie kołacze mi się rytmiczna inkantacja chóru: „Teby, Teby giną! Teby, Teby giną!”. Słyszę przejmującą muzykę Antoniego Wojnara. Wracają obrazy zimnego, utrzymanego w szarobłękitnej tonacji pałacu króla Edypa, pełnego akwariów z groźnie wyglądającymi rybami, i ogrodów, po których fruwają kruki i spacerują słonie (spektakl był nagrywany w łódzkim Orientarium, co jest ciekawym pomysłem). Wciąż widzę zimne korytarze pałacu ozdobione współczesną galerią zdjęć królewskiej rodziny i szklanymi postumentami, na których stoją – zamiast popiersi władców – antyczne maski rodem z tragedii greckiej (brzęk tłuczonego szkła będzie miał istotne znaczenie w scenie rozpaczy tytułowego bohatera). Widzę też tłum zebrany przed pałacem – jakby z dwóch różnych epok: część w strojach antycznych, część – z elementami mody współczesnej (skórzane kurtki, spodnie, dredy). A przede wszystkim widzę wstrząsające obrazy sanitariuszy w covidowych kombinezonach, pakujących do plastikowych worków na zwłoki ciała kobiet, starców i dzieci. Ciał jest dużo. Wszak Teby opanowała zaraza… Tłum przed pałacem – czyli Chór – jest w tak dobrze nam znanych maseczkach. Ujęcie jest na tyle realistyczne, że część mieszkańców Teb ma te maseczki założone prawidłowo, część tylko na usta, a niektórzy wcale. Scenografia Justyny Elminowskiej i kostiumy Katarzyny Adamczyk na długo zapadają w pamięci… Reżyser spektaklu bardzo wyraźnie nawiązuje do aktualnej pandemii, ale w konwencji, jaką wybrał dla swojego spektaklu, wygląda i brzmi to naturalnie, bez nachalnego „przerabiania” klasyki literatury na współczesną modłę.

Na wielką pochwałę zasługuje tutaj aktorstwo. Edyp w interpretacji Marka Nędzy jest młodym, bardzo emocjonalnym i gwałtownym człowiekiem, pragnącym obsesyjnie dociec prawdy. Nawet, gdyby ta prawda miała go zabić. Jego rozwichrzona natura mocno kontrastuje z powściągliwością Jokasty Agnieszki Wosińskiej i Kreona Mariusza Jakusa. Cała trójka zagrała mistrzowsko. Ale najbardziej poruszył mnie Koryfeusz w wydaniu Marcina Czarnika. Jego rozdzierający śpiew, który jest błaganiem o litość, protestem, krzykiem rozpaczy, pytaniem o sens cierpienia, będzie mi się chyba śnił po nocach.

Król Edyp Raginisa nie jest prostym przeniesieniem tragedii antycznej do telewizyjnego studia. Aby dzisiaj uzyskać u widza katharsis, trzeb szukać nowych środków wyrazu, takich, które „trafiają” we współczesną wrażliwość i poczucie estetyki. Raginisowi – twórcy genialnego Dnia gniewu i Inspekcji – po raz kolejny się to udało. W spektaklu miesza style i konwencje, tak, że Sofoklesowe Teby są „wszędzie” i „nigdzie”, „kiedyś” i „teraz”. Chór to tłum sfrustrowanych i przerażonych globalnym nieszczęściem ludzi. Pałac to obca, zimna przestrzeń naznaczona luksusem i egzotyką. Jokasta ubrana jest raczej w suknię z dramatu Szekspira niż antyczny chiton, a Edyp – w awangardowy, trochę pretensjonalny garnitur rodem z okładki „Vogue”. Na głowie ma jednak – niczym rzymscy cesarze - złoty wieniec. Melorecytacja chóru przypomina raczej musicalową wokalizę, wspomaganą przez rytmiczne bicie w bęben, niż śpiew antycznego chóru. Chór jest zresztą tutaj raczej równorzędnym bohaterem zbiorowym niż – jak w teatrze greckim – komentatorem rzeczywistości. Taka poetyka sprawia, że spektakl ogląda się jednym tchem, jak dobry film, a chwilami nawet reportaż. Jedyne, co mi bardzo przeszkadzało, i czego kompletnie nie rozumiem, to mikroport, w który wyposażono aktora grającego Edypa. Po co? Telewizja ma takie możliwości udźwiękowienia spektaklu, że chyba nie jest to potrzebne, a jeśli był to świadomy zabieg reżysera, żeby pokazać sztuczność pałacowej egzystencji (?), to dlaczego tylko Edyp? A co z całą jego rodziną?

Król Edyp został nazwany przez Arystotelesa najpiękniejszą tragedią. Są takie teksty kultury, które się nie starzeją, bo zadają pytania dręczące ludzkość od wieków: skąd się bierze zło? Na ile jesteśmy odpowiedzialni za swoje wybory? Czy jest jakaś nadprzyrodzona siła, która determinuje ludzkie działania? Bohaterowie kilkakrotnie powtarzają, że nie wierzą w przepowiednie. Dziś być może powiedzieliby, że są ateistami. A jednak ich świat się rozsypuje, a oni zmierzają po równi pochyłej ku katastrofie…

Tragedia grecka ma to do siebie, że stawia bohatera w sytuacji beznadziejnej. Bez względu na to, co wybierze, jakie działania podejmie, skazany jest na porażkę. Tak postanowili bogowie i nie ma odwrotu. Najczęściej ponosi karę za nie swoje przewinienia. Tak jest też w wypadku króla Edypa, który urodził się naznaczony ponurą przepowiednią, że zabije własnego ojca i ożeni się z własną matką, więc całe życie ucieka, żeby uniknąć tego przerażającego losu. Nie udaje się… Zaraza, która dotyka społeczność Teb, jest właśnie karą za ojcobójstwo i kazirodztwo. A przecież i jedno, i drugie Edyp popełnił nieświadomie.

Skąd zatem zło? Jak je przezwyciężyć? Tragedia antyczna zadaje te kluczowe pytania, ale nie daje odpowiedzi. Dla mnie taką odpowiedzią będzie zawsze Ewangelia: opowieść o Tym, który jako jedyny może zwyciężyć zło tego świata i pokazuje, że nie ma sytuacji beznadziejnych, jeśli Mu zaufamy. Ale Edyp nie mógł tego wiedzieć.

I jeszcze jedno: „Teby, Teby giną! Teby, Teby giną!” brzmi wstrząsająco wobec aktualnej sytuacji w Ukrainie. Wszyscy jesteśmy z Teb. Wszyscy zadajemy sobie te same pytania, co ludzie kilka tysięcy lat temu.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz