Niedzielnie…
Królestwo
niebieskie podobne jest do ziarnka gorczycy, które ktoś wziął i posiał na swej
roli. Jest ono najmniejsze ze wszystkich nasion, lecz gdy wyrośnie, większe
jest od innych jarzyn i staje się drzewem, tak że ptaki podniebne przylatują i
gnieżdżą się na jego gałęziach. (Mt 13, 31 – 32).
Siedzę sobie na polance
w cieniu ogromnego dębu. Cisza, spokój, kwintesencja tak modnego teraz slow life. Trochę przeszkadzają komary i
nieznośne, drobniutkie muszki zwane przecinkami, które włażą wszędzie, nawet za
monitor laptopa, ale cóż taki drobiazg znaczy wobec tej chwili absolutnego
spokoju… I nagle tę sielską ciszę przerywają jakieś pomruki. Zaintrygowały mnie.
Nasłuchuję, skąd dochodzą, potem się rozglądam i widzę: jeden z naszych
chłopaków, Andrzej, przysiadł sobie na ławce obok blaszanego Jezusa i ucina
sobie z Nim pogawędkę. Tak właśnie wygląda niebo. Mogę usiąść obok Jezusa albo
pójść z Nim na spacer i pogadać. I cieszę się tą chwilą, a ona trwa wiecznie. Nigdy
mi się to nie znudzi, bo Bóg jest nieskończenie piękny i fascynujący. Nasi chłopcy
z Broniszewic to wiedzą, a my musimy długo do tej wiedzy dochodzić. Często przez
całe życie. Bo to wiedza serca.
Jak to się ma do
dzisiejszej Ewangelii? Dużo tutaj treści, bo Jezus opowiada przypowieść o
chwaście, o ziarnku gorczycy i o zaczynie. Jego słowo mocno wpisuje się w to
wszystko, co aktualnie przeżywamy. Oto szaleje pandemia. Polacy podzieleni po
wyborach tak ostro, że chcą masowo bojkotować Podlasie i Podkarpacie, bo jego
mieszkańcy zagłosowali nie na tego kandydata co „trzeba”, a absurdalna petycja
jakiegoś obywatela o wyrokach za obchodzenie Halloween powoduje w mediach falę
histerii i hejtu. We Francji właśnie podpalono
kolejną gotycką katedrę. Gdzie to Królestwo Boże? Może to dziwnie zabrzmi, ale
wszędzie. Jest w uśmiechu dwuletniego dziecka, które wie, że jest kochane. W broniszewickich
wolontariuszach, młodych ludziach, którzy poświęcają swoje wakacje i urlopy,
żeby tutaj przyjechać. W wierze mojej mamy, która powtarza, że musi być od
września normalnie, bo przecież się o to modlimy, tylko trzeba Panu Bogu
konsekwentnie zawracać głowę. W tych wszystkich kapłanach, siostrach zakonnych
i świeckich wolontariuszach, którzy nie zawahali się pomagać w czasie pandemii
w domach opieki, gdzie szalał koronawirus. W całym sztabie dobrych ludzi
szyjących w czasie kwarantanny maseczki i w różny sposób wspierających medyków.
W takich akcjach jak Zupa na Plantach. I zawsze wtedy, gdy wyciągam rękę do
drugiego człowieka, nie patrząc na to, w co wierzy, jakie ma przekonania i na
kogo głosował. Po prostu dlatego, że jest człowiekiem. Zawsze wtedy, gdy potrafię
słuchać. Zawsze wtedy, gdy uczę się przebaczać i przyznawać do błędu.
Kiedy byłam w Ziemi
Świętej, miałam okazję zobaczyć, jak wygląda ziarnko gorczycy z tamtych
terenów. Nie przypomina znanych nam, europejskich ziarenek z musztardy
francuskiej. Jest tak maleńkie, ze prawie go nie widać. Czarny pyłek na dłoni. I
z tego właśnie pyłku może wyrosnąć coś wielkiego w życiu naszym i tych, których
spotykamy. Trzeba tylko na to pozwolić.
Może na dobry początek
warto usiąść z Jezusem na ławce i pogadać? On zawsze ma czas. Wolne miejsce dla
mnie i dla ciebie też się znajdzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz