Myśli
niedorzeczne…
ZOBACZ
WE MNIE CZŁOWIEKA czyli kilka słów o kampanii powyborczej
Było już tyle
komentarzy dotyczących wyborów, że naprawdę nie chciałam pisać tego tekstu, ale
nie mogę się powstrzymać.
Nie będzie jednak ani o
wyborach, ani o polityce, ani o niecnych zamiarach jednego kandydata i „polskości”
drugiego (każdy może sobie tu podłożyć „swoje” nazwisko i proszę bardzo: ma do
tego prawo). Od razu też rozczaruję wszystkich, którzy ewentualnie na to
czekali: nie zamierzam zdradzać, czy i na kogo głosowałam. Nie będzie też
roztrząsania, kto tutaj jest prawdziwym zwycięzcą i czy w ogóle ktokolwiek. Nie
znam się na tym. Nie czuję się kompetentna. Są mądrzejsi. No, a do tego uważam,
że to nie jest moje zadanie jako siostry zakonnej.
Będzie o kulturze
osobistej i o człowieczeństwie. W takich chwilach jak kampania powyborcza
wolałabym nie mieć Facebooka. W ogóle dostępu do mediów i Internetu. Jasne:
mogłam wyłączyć. Trudno, nie zdążyłam. Zalała mnie fala błota.
Moi aktualni i dawni uczniowie,
aktorzy z grupy teatralnej, studenci obleganych kierunków na prestiżowych
uczelniach – a więc inteligentni, wrażliwi młodzi ludzie o szerokich
horyzontach - ustawiają sobie na profilówkach osiem gwiazdek: „***** ***”. Że
to taki niby Ruch Ośmiu Gwiazd. Brzmi dumnie, prawie jak Siedmiu Wspaniałych,
dopóki nie ogarniemy, że chodzi o bardzo bezceremonialne potraktowanie partii
rządzącej.
Internet obiegł rapowy
kawałek Taco Hemingwaya Polskie Tango,
gdzie pojawia się taki oto manifest:
Kto
ty jesteś? Polak mały.
Jaki znak twój? Torba z białym.
Gdzie ty mieszkasz? Na strzeżonym.
W jakim kraju? W tym popier…
Czym ta ziemia? To mój zamek z piachu.
Czym zdobyta? Propagandą strachu.
Czy ją kochasz? Bardzo, mówię szczerze.
A w co wierzysz? W nic nie wierzę!
Rozumiem, że demokracja, że wolność słowa, że
każdy ma prawo do uzewnętrzniania swoich poglądów politycznych, ale czy
naprawdę trzeba je wyrażać językiem tak przecież pogardzanych kiboli
odpalających race na marszach niepodległości?
Profil jednej z moich
dawnych uczennic. Fantastyczna dziewczyna. Rok temu odwiedziła mnie w Kłodzku,
żeby zobaczyć naszą teatralną adaptację Wesela.
„Jeżeli ktoś z moich znajomych zagłosował na…” – pisze i tutaj pojawia się
nazwisko jednego z kandydatów – „to niech znika z mojego towarzystwa w
podskokach”. A skąd wiesz, czy nie ja? – mam ochotę ją zapytać. I pewnie byś już
nie chciała zobaczyć żadnego z naszych spektakli, chociaż z takim sentymentem wracasz
myślami do grupy teatralnej, którą prowadziłam kilka lat temu w twojej
podstawówce, i do której należałaś…
Relacja na Facebooku
jednego z moich niedawnych aktorów: „Jeśli zagłosujesz na tego kandydata, to
zagłosujesz PRZECIWKO MNIE”. Serio? A może, jeśli głosuję na tego kandydata,
głosuję za lub przeciwko czemuś, co dla ciebie nie stanowi kwestii spornej, a
dla mnie jest ważne, i nie ma to nic wspólnego z twoją osobą. I mam do tego
prawo.
No i jeszcze wisienka
na torcie, wiersz jednej z moich Facebookowych znajomych, raczej w dojrzałym już
wieku, pretendującej do miana poetki:
Skończyła
się cisza, więc można drzeć ryja
w TVN, w publicznej, i w Radiu Maryja,
staruchy stojące pół metra nad grobem
znów poszły za klerem a nie za narodem.
Droga poetko podwórkowa,
czy wśród tych „staruch stojących pół metra nad grobem” nie ma przypadkiem tej sympatycznej
pani Irenki, u której kupujesz świeże bułeczki? A może jest twoja lekarka
pierwszego kontaktu, która z takim zaangażowaniem wykonuje swoją pracę, że polecasz ją wszystkim znajomym? Albo twoja
dawna polonistka z podstawówki, ta, którą wspominasz z rozrzewnieniem, bo to
właśnie ona jako pierwsza podpowiedziała ci, żebyś zaczęła pisać wiersze i nie
wyśmiała twoich pierwszych, nieco grafomańskich wprawek? No i czy jesteś pewna,
że nie ma nad tym „grobem” jakiejś twojej bliskiej osoby?
Po drugiej stronie
„barykady” nie lepiej. Retoryka, w której jak grzyby po deszczu wyrastają
takie określenia jak „lewacka zaraza”, „resortowe dzieci”, „żydomasoneria”,
„realizatorzy interesów niemiecko – brukselskich”, „wcielenie Szatana”,
„tęczowa ideologia”.
Rozkład głosów, prawie
dokładnie po połowie, pokazuje dramatyczne pęknięcie w narodzie. Nawet nie
pęknięcie: rozdarcie.
W debacie publicznej, w
Internecie i w prywatnych rozmowach brakuje nam zwykłej kultury osobistej. Powyższe
przykłady są chyba wystarczającym dowodem. I proszę mi tu nie tłumaczyć, że
chamstwo jest sposobem walki z władzą, która na to zasługuje, i z tymi, którzy
– o zgrozo! – mają czelność popierać kontrkandydata. Nikt nie zasługuje na
chamstwo i nic tego chamstwa nie usprawiedliwia. Moja mama nie przyznaje się
nikomu, na kogo głosowała. Bo lepiej milczeć i nie narażać się na komentarze
zagorzałych obrońców takiego czy innego „światopoglądu”.
Ale brakuje czegoś
jeszcze. Znacznie ważniejszego od kultury osobistej: człowieczeństwa.
Wyobraziłam sobie, że do Domu Chłopaków w Broniszewicach – gdzie aktualnie
przebywam na wakacyjnym wolontariacie – przyjeżdża jeden z bohaterów tej
gorącej kampanii. Chłopcy by wybiegli mu na spotkanie, pokazali swoje meleksy,
akordeony, psy i alpaki: wszystko, co kochają. Zaprosiliby go do swojego
świata, nie pytając, kim jest i jaki ma stosunek do wolnych sądów i LGBT. Gdyby
na drugi dzień przyjechał „ten drugi”, zrobiliby dokładnie to samo… Darek
opowiadałby bajkę o Śpiącej Królewnie, za pomocą samych gestów, tak długo, aż
by się upewnił, że rozmówca rozumie. Daniel by zaprosił obu panów na swój koncert
coverów Eneja. Damian by z przejęciem opowiadał o nowych głośnikach, a Grześ by
ich serdecznie i bardzo obficie ucałował, zanim by zdążyli się zorientować, że
ma taki zamiar. Dlaczego? Bo dla naszych
chłopaków liczy się CZŁOWIEK. Po prostu i bez żadnych dodatkowych warunków
dopisanych drobnym druczkiem.
Chłopcy z Broniszewic
każdego dnia zdają egzamin z człowieczeństwa. Cieszą się życiem własnym i cudzym.
Przyjmują każdego, kto tutaj przyjeżdża z otwartymi ramionami – dosłownie i w
przenośni. Oni nie znają słowa „światopogląd”, natomiast bardzo dobrze wiedzą,
czym jest miłość.
Kiedy czytam te
Facebookowe refleksje domorosłych polityków, to myślę o kobiecie, którą Jezus
spotkał w upalny dzień przy studni. I wywołał skandal, bo powiedział: „Daj Mi
pić”. KOBIECIE! SAMARYTANCE! Przetłumaczmy to na język dzisiejszej debaty
publicznej: „pisiorowi”, "moherowi", „kościelnej mafii”, „lewakowi”, „tęczowemu
zboczeńcowi”, „pedofilowi w sutannie”, "ciapatemu"… Tu można dopisać swoje „typy”. Jezus
mówi mnie i tobie: daj Mi pić, czyli – zobacz we Mnie człowieka. Mam wiele
twarzy. Dzisiaj przychodzę do ciebie w twoim bracie i siostrze, którzy
zagłosowali inaczej niż ty, i wołam o miłość. Nie o chodzenie do kościoła. Nie
o popieranie takiej czy innej partii. Nie o słuchanie tego czy innego radia. O
miłość. Tylko i aż.
I przestań
wykorzystywać piękno tęczy i gwiazd do swoich propagandowych haseł.