środa, 9 sierpnia 2023


 

Powiew COOL- tury

 Podróż do świata ludzi (Barbie, reż. Greta Gerwig, 2023)

Uwielbiałam bawić się lalkami Barbie. W czasach mojego dzieciństwa były luksusem, ale miałam kilka. Pamiętam zwłaszcza śniadą brunetkę zwaną nie wiem czemu Francuzką oraz okazałą blondynę, bardzo podobną do bohaterki filmu, Stereotypowej Barbie. No i był Ken. W takiej konfiguracji można było już tworzyć ekscytujące historie – zazwyczaj o porwaniach, złych czarownikach i dobrych księżniczkach oraz trójkątach miłosnych. „Francuzka” zawsze była „tą drugą”, najczęściej złą i zazdrosną. To był pierwszy teatr, jaki tworzyłam.

Dlatego bardzo dobrze rozumiem pierwszą scenę filmu Grety Gerwig, jak dziewczynki bawią się w dom lalkami podobnymi do bobasów, a wtedy pojawia się Ona – olśniewająca długonoga piękność w stroju kąpielowym - i zmienia świat. Nie znosiłam zabawy „bobasami” w dom. Była monotonna i pozbawiona fabuły. Potrzebowałam opowieści, a lalki Barbie były doskonałym narzędziem do jej tworzenia.

Długo jednak broniłam się przed „barbiemanią”, jaka mniej więcej od czerwca zapanowała w przestrzeni wirtualnej. Nie zamierzałam tracić czasu w kinie na jakieś różowe głupoty. W końcu jednak uległam. I nie żałuję, bo to nie są to ani głupoty, ani tak całkowicie różowe…

Film Barbie zawiera w sobie esencję tego, co kocham w kulturze: określoną konwencję, zabawę z tą konwencją, sarkazm, inteligentne poczucie humoru, wzruszenie i przesłanie. A przy tym świetnie napisany scenariusz, sprawną reżyserię i doskonałe aktorstwo – nie tylko pary głównych bohaterów: Margot Robbie w roli tytułowej i Ryana Goslinga w roli Kena, ale także drugoplanowej Americi Ferrery jako Glorii, przechodzącej kryzys egzystencjalny pracownicy korporacji, i Ariany Greenblatt w roli jej nastoletniej córki Sashy oraz wszystkich bohaterów „ w tle”. Postacie są wyraziste i z charakterem.

O czym jest ten film? Oczywiście o tytułowej Barbie – ikonie nieosiągalnej kobiecości, a z drugiej strony: marzeniu każdej dziewczynki o tym, że może być, kim tylko zechce. Bo przecież są Barbie - piosenkarki, Barbie – prawniczki, Barbie – lekarki, Barbie – kosmonautki, Barbie – sportsmenki. W świecie Barbie wszystko jest bajecznie różowe i bajecznie proste: nie trzeba nawet schodzić po schodach. Po prostu się sfruwa. Pije się niewidzialne mleko, zajada się plastikowe gofry i nigdy nie jest się głodnym, zmęczonym, chorym, brzydkim, samotnym ani smutnym. Dzieci się biorą znikąd, a właściwie prawie ich nie ma. Oprócz Barbie są także Keny, ale w tle i nie wiadomo, do czego służą, bo ani Barbie, ani Keny nie posiadają przecież narządów płciowych. Co ważniejsze: nie posiadają też serca, więc nie potrafią kochać. Jedyną postacią w tym lalkowym matriksie, która łączy Barbieland ze światem ludzi, jest Dziwna Barbie – ktoś w rodzaju wróżki czy mentorki. Z obskubanymi włosami i twarzą oszpeconą flamastrami przez jakieś sfrustrowane dziecko, które się nią bawiło w  „niewłaściwy” sposób. A więc ktoś niedoskonały, z defektem, po przejściach. Poza tym wszystko w tym świecie jest bez defektów. Do znudzenia idealne.

Do czasu. Trwa babska impreza lalek Barbie i nagle główna bohaterka rzuca refleksją: „Ciekawe, która z nas pierwsza zejdzie.”. Szok. Wszystko staje, jak zatrzymany mechanizm.

- … z parkietu – kończy myśl skonsternowana Barbie.

I to jest punkt zwrotny, od którego zaczyna się odwieczna archetypiczna opowieść. Ta sama, która każe biblijnemu Abrahamowi wyjść z ziemi rodzinnej, a Mojżeszowi wrócić do Egiptu i wypełnić daną od Boga misję, dzieciom z powieści Lewisa przedostać się przez starą szafę do Narni, hobbitowi Frodo szukać pierścienia, Wiedźminowi walczyć o sprawiedliwość zamiast wybierać „mniejsze zło”, Harry’emu Potterowi przeniknąć barierkę na dworcu King’s Cross i w ostatniej chwili zdążyć na pociąg do Hogwartu. Opowieść o złamaniu zastałego porządku, przekraczaniu granic, odnajdywaniu własnej tożsamości. Barbie dostrzega, że coś się w jej idealnym świecie zmieniło: przestała fruwać, tosty się przypalają, niewidzialne mleko jest przeterminowane, na nienaturalnie gładkich do tej pory udach ma – o zgrozo! – cellulit i zaczyna myśleć o śmierci. Dochodzi do wniosku, że Barbieland jest zbudowany na jakimś fałszu i trzeba odkryć, co jest prawdą. Wyrusza w podróż do świata ludzi…

Piękna to podróż, bo Barbie odkrywa, że piękno nie musi być wcale gładkie i różowe, i że warto płakać.

Kolejnym ważnym elementem filmu jest wątek Kena, który zaczyna szukać odpowiedzi na pytanie, czym jest męskość. Do tej pory był ozdobą i tłem dla Barbie – odwrotnie niż przez całe wieki w świecie ludzi. A teraz? Kim ma być teraz, kiedy zobaczył, jak jest poza granicami Barbielandu, gdzie większość odpowiedzialnych stanowisk piastują ”Keny”, a kobiety – „Barbie” są po to, żeby się w nich wpatrywać maślanymi oczami i podawać im kawę? No i wprowadza rewolucję patriarchatu. Scena bitwy Kenów na plaży i ataku na Barbieland na niewidzialnych koniach to mistrzostwo świata!

Można tu jeszcze pisać o marketingowych grach i kłamstwach wielkich korporacji (szacun dla firmy Mattel za autoironię i  dystans do siebie!), trudnej miłości matki i córki, dojrzewaniu i przede wszystkim – byciu sobą, pojęciu, które się mocno zbanalizowało przez reklamy i popkulturę, a jednak jest kluczowe, żeby zrozumieć, po co żyjemy.

- To nie ja mam ci dać szczęście i spełnienie – tłumaczy Barbie Kenowi – Musisz odkryć, kim naprawdę jesteś.

Warto ten film zobaczyć. Nie dość, że to dobra zabawa dla każdego, bez względu na płeć i wiek, to jeszcze mocno daje do myślenia! A film zrobiony jest z taką lekkością i wdziękiem, i z tak dobrą muzyką, że tylko czekam, aż ktoś wpadnie na pomysł, żeby tę historię przerobić na broadwayowski musical.

Link do zwiastuna:

https://www.youtube.com/watch?v=znhX7Drty5E

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz