Powiew
COOL - tury
Dziewczyna
z granatami w torebce
(Magda
Knedler, Narzeczona z powstania,
wydawnictwo Mando, 2022)
Marysię poznajemy jako
roześmianą siedemnastolatkę jadącą tramwajem przez piękną Warszawę. Jest lato
1938 roku. Marysia ma swój świat: przyjaciółki z Polskiej Organizacji
Wojskowej, ukochanego Walka i marzenia o założeniu własnej firmy dziewiarskiej.
Właśnie kończy szkołę zawodową ze świetnym wynikiem, więc realizacja marzeń
jest na wyciągnięcie ręki…
Ale „alarm dla miasta
Warszawy” przerywa te marzenia. Przerywa wszystkie marzenia wszystkich
kilkunastoletnich Maryś i Walków. Zostają przedwcześnie wrzuceni w dorosłość i
pozbawieni młodości. Zamiast toreb ze szkolnymi książkami zaczynają nosić torby
z tajnymi meldunkami albo granatami. A za to można wylądować na Szucha albo
dostać kulkę w łeb. Ich żydowscy przyjaciele nagle zostają odgrodzeni murem,
którego nie da się przekroczyć bez specjalnej przepustki. A warszawiacy patrzą,
jak ten mur rośnie, potem patrzą, jak ich dawnych znajomych i przyjaciół
wyprowadzają na Umschlagplatz, a stamtąd wywożą w nieznane, potem patrzą, jak
płonie getto, i nie reagują…
Bohaterowie Narzeczonej z powstania Magdy Knedler to
zwyczajni młodzi ludzie. Ani nie są z bogatych, ziemiańskich rodzin, ani
specjalnie zdolni czy wykształceni, ani nie prezentują heroicznej postawy.
Marysia ma swój mały świat i małe marzenia, jest po raz pierwszy zakochana i
kiedy wybucha wojna, to mimo wszystko chce korzystać z życia, nie przejmując
się zbyt drobiazgowo chrześcijańską moralnością… A meldunki i granaty przenosi jakby przy
okazji. Rudek to utracjusz i kobieciarz, żaden z niego bohater romantyczny. Ale
i on znajduje się w samym środku wojennej katastrofy i zachowuje się „jak
trzeba”.
Bo wojna zmusza do
radykalnych wyborów. Albo ryzykujesz życie, albo zdradzasz swoje ideały. Albo
walczysz o wolność, albo godzisz się na to, żeby mur w środku miasta stawał się
coraz większy, a niewinnych ludzi wyprowadzano na Umschlag. Albo decydujesz się
wziąć do ręki broń i narażasz na śmierć w ramach „odwetu” tysiące niewinnych
ludzi - również kobiety i dzieci - albo godzisz się na upodlenie, które nie
wiadomo kiedy się skończy… Nie da się być neutralnym, a wybory nie są
oczywiste.
Powieść Magdy Knedler
to autentyczna historia rodzinna jej dziadków: Marii Gołyńskiej i Rudolfa
Knedlera. Autorka bardzo dokładnie przebadała genealogię swojej rodziny,
zachowane zdjęcia i dokumentację.
To, co mnie najbardziej
przygnębia, kiedy myślę o swojej rodzinie, to niewiedza. Nie wiem, co robili w
czasie wojny dziadkowie od strony mamy i taty. Po czyjej stronie byli. Czy
walczyli lub w ogóle w jakikolwiek sposób próbowali się przeciwstawić
terrorowi, czy po prostu chcieli przetrwać. Coraz częściej ich historia do mnie
wraca, męczy mnie, woła, nie daje spokoju. Coraz częściej zastanawiam się nad
przebadaniem mojej historii rodzinnej, równie zwyczajnej i „nieświętej” jak
opowieść o dziadkach Magdy Knedler. Bardzo żałuję, że nigdy ich nie zapytałam.
Cóż, byłam dzieckiem, a potem nastolatką, której się wydawało, że ważna jest
tylko realizacja osobistych pasji i marzeń. A jednak, kiedy przychodzi jakiś
„alarm dla miasta Warszawy”, to nagle się okazuje, że nic nie jest ważne poza
okruchami człowieczeństwa, które można ocalić wraz z powstańczym chlebakiem i
starymi zdjęciami.
Narzeczona
z powstania poraża aktualnością. Wojna to nie jest
coś abstrakcyjnego, co przydarzyło się naszym dziadkom i pradziadkom. Wojna
dzieje się tuż obok. Czujemy jej zimny oddech na plecach. Nie wiemy, czy nie
dotrze do naszych granic. A tak naprawdę ta wojna zaczyna się dużo wcześniej: w
granicach naszego serca. Zawsze, gdy dzielimy ludzi na „swoich” i „obcych”,
lepszych i gorszych, z tej czy innej opcji politycznej, tej czy innej
orientacji, tego czy innego światopoglądu, a zapominamy o najważniejszym: że to
po prostu ludzie.
Jak powiedział Marian
Turski, były więzień KL Auschwitz, w słynnym, wstrząsającym przemówieniu ze
stycznia 2020 roku: Oto jednego dnia, w
tych wczesnych latach 30. na ławkach pojawia się napis: „Żydom nie wolno siadać
na tych ławkach”. Można powiedzieć nieprzyjemne, to nie jest fair, to nie jest
ok, ale w końcu tyle ławek dokoła, można usiąść gdzie indziej, nie ma
nieszczęścia (…). Pojawia się obok, tam jest basen pływacki, napis: „Żydom zabroniony
wstęp do tej pływalni.” Można znów powiedzieć, nie jest to przyjemne, ale w
końcu Berlin ma tyle miejsc, gdzie można się kąpać (…). Jednocześnie gdzieś
indziej pojawia się napis: „Żydom nie wolno należeć do niemieckich związków
śpiewaczych.” No to co, niech sami chcą śpiewać, muzykować, niech się zbiorą,
będą śpiewali, okej. Potem pojawia się napis i rozkaz: „Dzieciom żydowskim,
niearyjskim nie wolno się bawić z dziećmi niemieckimi, aryjskimi. Będą się
bawić same.” A potem pojawia się napis: „Żydom sprzedajemy chleb i produkty
żywnościowe tylko po godzinie 17.”. to już jest utrudnienie, jest mniejszy
wybór, ale w końcu po 17 też można robić zakupy. Uwaga, uwaga, zaczynamy się
oswajać z myślą, że można kogoś wykluczyć (…). I tak powolutku, powolutku,
stopniowo, dzień za dniem, ludzie zaczynają się oswajać z tym, i ofiary, i
oprawcy, i widzowie, świadkowie.”
Rzadko jest tak, że zło
nas zaskakuje. Najczęściej opanowuje nasz świat stopniowo, niedostrzegalnie, i
kiedy chcemy zaprotestować, to już jest za późno. Przegapiliśmy ten właściwy
moment…
Nie
mogłam się z tym pogodzić, z tym, że pozwoliliśmy na postawienie muru, że tylu
ludzi pozwoliliśmy poświęcić. Naszych ludzi, warszawiaków
– mówi bohaterka powieści Magdy Knedler. Po aryjskiej stronie muru postawiono
karuzelę. Ludzie się na niej bawili podczas, gdy zza muru słychać było strzały.
Właśnie się zaczęło powstanie w getcie…
Wspomniałem
Campo di Fiori
W
Warszawie przy karuzeli.
W
pogodny wieczór wiosenny,
Przy
dźwiękach skocznej muzyki.
Salwy
za murem getta
Głuszyła
skoczna melodia
I
wzlatywały pary
Wysoko w pogodne niebo
- wspomina Czesław Miłosz ten obraz w wierszu Campo di Fiori.
I o tym właśnie jest powieść Magdy Knedler: o obojętności. O bohaterstwie niebohaterskich ludzi. O młodzieńczej miłości, która pamięta się przez całe życie. O naznaczeniu wojną. I o pamięci – konieczności przekazania tego, co najważniejsze, bo przecież „świat istnieje dzięki opowieściom starych kobiet.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz