wtorek, 24 stycznia 2023


 

Powiew COOL - tury

 

Dziewczyna z granatami w torebce

(Magda Knedler, Narzeczona z powstania, wydawnictwo Mando, 2022)

Marysię poznajemy jako roześmianą siedemnastolatkę jadącą tramwajem przez piękną Warszawę. Jest lato 1938 roku. Marysia ma swój świat: przyjaciółki z Polskiej Organizacji Wojskowej, ukochanego Walka i marzenia o założeniu własnej firmy dziewiarskiej. Właśnie kończy szkołę zawodową ze świetnym wynikiem, więc realizacja marzeń jest na wyciągnięcie ręki…

Ale „alarm dla miasta Warszawy” przerywa te marzenia. Przerywa wszystkie marzenia wszystkich kilkunastoletnich Maryś i Walków. Zostają przedwcześnie wrzuceni w dorosłość i pozbawieni młodości. Zamiast toreb ze szkolnymi książkami zaczynają nosić torby z tajnymi meldunkami albo granatami. A za to można wylądować na Szucha albo dostać kulkę w łeb. Ich żydowscy przyjaciele nagle zostają odgrodzeni murem, którego nie da się przekroczyć bez specjalnej przepustki. A warszawiacy patrzą, jak ten mur rośnie, potem patrzą, jak ich dawnych znajomych i przyjaciół wyprowadzają na Umschlagplatz, a stamtąd wywożą w nieznane, potem patrzą, jak płonie getto, i nie reagują…

Bohaterowie Narzeczonej z powstania Magdy Knedler to zwyczajni młodzi ludzie. Ani nie są z bogatych, ziemiańskich rodzin, ani specjalnie zdolni czy wykształceni, ani nie prezentują heroicznej postawy. Marysia ma swój mały świat i małe marzenia, jest po raz pierwszy zakochana i kiedy wybucha wojna, to mimo wszystko chce korzystać z życia, nie przejmując się zbyt drobiazgowo chrześcijańską moralnością…  A meldunki i granaty przenosi jakby przy okazji. Rudek to utracjusz i kobieciarz, żaden z niego bohater romantyczny. Ale i on znajduje się w samym środku wojennej katastrofy i zachowuje się „jak trzeba”.

Bo wojna zmusza do radykalnych wyborów. Albo ryzykujesz życie, albo zdradzasz swoje ideały. Albo walczysz o wolność, albo godzisz się na to, żeby mur w środku miasta stawał się coraz większy, a niewinnych ludzi wyprowadzano na Umschlag. Albo decydujesz się wziąć do ręki broń i narażasz na śmierć w ramach „odwetu” tysiące niewinnych ludzi - również kobiety i dzieci - albo godzisz się na upodlenie, które nie wiadomo kiedy się skończy… Nie da się być neutralnym, a wybory nie są oczywiste.

Powieść Magdy Knedler to autentyczna historia rodzinna jej dziadków: Marii Gołyńskiej i Rudolfa Knedlera. Autorka bardzo dokładnie przebadała genealogię swojej rodziny, zachowane zdjęcia i dokumentację.

To, co mnie najbardziej przygnębia, kiedy myślę o swojej rodzinie, to niewiedza. Nie wiem, co robili w czasie wojny dziadkowie od strony mamy i taty. Po czyjej stronie byli. Czy walczyli lub w ogóle w jakikolwiek sposób próbowali się przeciwstawić terrorowi, czy po prostu chcieli przetrwać. Coraz częściej ich historia do mnie wraca, męczy mnie, woła, nie daje spokoju. Coraz częściej zastanawiam się nad przebadaniem mojej historii rodzinnej, równie zwyczajnej i „nieświętej” jak opowieść o dziadkach Magdy Knedler. Bardzo żałuję, że nigdy ich nie zapytałam. Cóż, byłam dzieckiem, a potem nastolatką, której się wydawało, że ważna jest tylko realizacja osobistych pasji i marzeń. A jednak, kiedy przychodzi jakiś „alarm dla miasta Warszawy”, to nagle się okazuje, że nic nie jest ważne poza okruchami człowieczeństwa, które można ocalić wraz z powstańczym chlebakiem i starymi zdjęciami.

Narzeczona z powstania poraża aktualnością. Wojna to nie jest coś abstrakcyjnego, co przydarzyło się naszym dziadkom i pradziadkom. Wojna dzieje się tuż obok. Czujemy jej zimny oddech na plecach. Nie wiemy, czy nie dotrze do naszych granic. A tak naprawdę ta wojna zaczyna się dużo wcześniej: w granicach naszego serca. Zawsze, gdy dzielimy ludzi na „swoich” i „obcych”, lepszych i gorszych, z tej czy innej opcji politycznej, tej czy innej orientacji, tego czy innego światopoglądu, a zapominamy o najważniejszym: że to po prostu ludzie.

Jak powiedział Marian Turski, były więzień KL Auschwitz, w słynnym, wstrząsającym przemówieniu ze stycznia 2020 roku: Oto jednego dnia, w tych wczesnych latach 30. na ławkach pojawia się napis: „Żydom nie wolno siadać na tych ławkach”. Można powiedzieć nieprzyjemne, to nie jest fair, to nie jest ok, ale w końcu tyle ławek dokoła, można usiąść gdzie indziej, nie ma nieszczęścia (…). Pojawia się obok, tam jest basen pływacki, napis: „Żydom zabroniony wstęp do tej pływalni.” Można znów powiedzieć, nie jest to przyjemne, ale w końcu Berlin ma tyle miejsc, gdzie można się kąpać (…). Jednocześnie gdzieś indziej pojawia się napis: „Żydom nie wolno należeć do niemieckich związków śpiewaczych.” No to co, niech sami chcą śpiewać, muzykować, niech się zbiorą, będą śpiewali, okej. Potem pojawia się napis i rozkaz: „Dzieciom żydowskim, niearyjskim nie wolno się bawić z dziećmi niemieckimi, aryjskimi. Będą się bawić same.” A potem pojawia się napis: „Żydom sprzedajemy chleb i produkty żywnościowe tylko po godzinie 17.”. to już jest utrudnienie, jest mniejszy wybór, ale w końcu po 17 też można robić zakupy. Uwaga, uwaga, zaczynamy się oswajać z myślą, że można kogoś wykluczyć (…). I tak powolutku, powolutku, stopniowo, dzień za dniem, ludzie zaczynają się oswajać z tym, i ofiary, i oprawcy, i widzowie, świadkowie.”

Rzadko jest tak, że zło nas zaskakuje. Najczęściej opanowuje nasz świat stopniowo, niedostrzegalnie, i kiedy chcemy zaprotestować, to już jest za późno. Przegapiliśmy ten właściwy moment…

Nie mogłam się z tym pogodzić, z tym, że pozwoliliśmy na postawienie muru, że tylu ludzi pozwoliliśmy poświęcić. Naszych ludzi, warszawiaków – mówi bohaterka powieści Magdy Knedler. Po aryjskiej stronie muru postawiono karuzelę. Ludzie się na niej bawili podczas, gdy zza muru słychać było strzały. Właśnie się zaczęło powstanie w getcie…

 

Wspomniałem Campo di Fiori

W Warszawie przy karuzeli.

W pogodny wieczór wiosenny,

Przy dźwiękach skocznej muzyki.

Salwy za murem getta

Głuszyła skoczna melodia

I wzlatywały pary

Wysoko w pogodne niebo

- wspomina Czesław Miłosz ten obraz w wierszu Campo di Fiori. 

I o tym właśnie jest powieść Magdy Knedler: o obojętności. O bohaterstwie niebohaterskich ludzi. O młodzieńczej miłości, która pamięta się przez całe życie. O naznaczeniu wojną. I o pamięci – konieczności przekazania tego, co najważniejsze, bo przecież „świat istnieje dzięki opowieściom starych kobiet.”


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz