Powiew
COOL – tury
Johnny
mnie przytulił (Johnny, reż. Daniel
Jaroszek, 2022)
Bałam się tego filmu.
Nie lubię tematyki związanej z chorobą i śmiercią. A tymczasem urzekła mnie już
czołówka: „Skosztujcie i zobaczcie jak dobry jest Pan” Pawła Bębenka zderzone z
osiedlowym rapem. Eucharystia sprawowana przez tytułowego bohatera zderzona z
szemranymi interesami Patryka, drugiego bohatera, którego los czy Pan Bóg –
jakkkolwiek to nazwiemy – styka z tytułowym Johnnym i to zetknięcie na zawsze
zmieni jego życie…
Z kina wyszłam pełna
nadziei. Jeśli mogłabym cokolwiek powiedzieć o tym filmie w jednym słowie, to
ujęłabym to określeniem: ŚWIATŁO. Wpada przez okna i drzwi puckiego
hospicjum. Wędruje po twarzach bohaterów. Jest obecne w całym przesłaniu filmu.
Niektórzy zarzucają twórcom filmu ckliwość i kicz właśnie ze względu na to
operowanie światłem, zwłaszcza w scenach
umierania. Mnie to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie: uważam, że ten zabieg
jest przemyślany. Potrzebujemy światła w czasach, kiedy się wydaje, że zwycięża
ciemność. Potrzebujemy refleksji, że skoro miejsce największego cierpienia może
okazać się domem, to jesteśmy w stanie przejść przez każdą naszą życiową
ciemność. Tak jak Johnny.
Nie ksiądz Jan, ale
właśnie – Johnny. Zwyczajny jak ta ksywka i z tego samego powodu –
nadzwyczajny. Johnny brzmi ciepło, swojsko i właśnie tak „osiedlowo”. Johnny to
ktoś, kto jest blisko cierpiących, wykluczonych i niepoukładanych. A
jednocześnie Johnny to ktoś, kto w sposób naturalny i bezpretensjonalny
pokazuje, co go trzyma przy życiu i daje nadzieję. A właściwie KTO: Jezus. „On
nie ma na ciebie wy… ebane” – mówi do Patryka i to jest jedno z najlepszych
kazań, jakie słyszałam. Dla Patryka chyba też, skoro spotkanie z Johnnym
całkowicie rewolucjonizuje jego biografię. Nawet nie zauważa, kiedy odrabianie
godzin pracy społecznej w puckim hospicjum staje się dla niego przygodą życia.
Johnny nie ma jednak
gotowej recepty na życie. Nie boi się przyznać, że nie wie, jaki jest Bóg i
dlaczego cierpimy. Wie tylko, że przyjaźń z Jezusem daje mu siłę nie tylko w
dźwiganiu własnej choroby, ale byciu z tymi, którzy dzielą jego los. Żeby – jak
sam mówi – pomóc im przejść przez granice życia i śmierci, pokazać, że dadzą
rade. I dlatego puckie hospicjum jest właśnie DOMEM, a nie UMIERALNIĄ. Tu rodzi
się prawdziwe życie: to, które się zmienia, ale nie kończy, które – dzięki
śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa – jest niezniszczalne. Taką postawę miała moja współsiostra bł. Julia
Rodzińska w obozie Stutthoff, św. Maksymilian Kolbe w Auschwitz, Matka Teresa w slumsach Kalkuty i
wielu innych świętych. Taką postawę mają wobec swoich „synków” moje
współsiostry z Domu Chłopaków dla dzieci i młodzieży z niepełnosprawnością w
Broniszewicach. Do takiej postawy sama chciałabym dorosnąć…
Film jednak nie jest
słodką, „kościółkową” laurką. Scenariusz, reżyseria i kreacje Dawida Ogrodnika
i Piotra Trojana powodują, że oglądamy prawdę o księdzu, który podobno miał trudny charakter. Johnny ma swoje chwile kryzysu, słabości, nie jest ideałem,
przeklina, pali fajki, ale najpiękniejsze jest w nim właśnie to – poza głęboka
wiarą – że potrafi być CZŁOWIEKIEM dla innych. Dlatego debiutancki film Daniela
Jaroszka łączy zarówno wierzących, jak niewierzących. Wszyscy potrzebujemy
miłości, nadziei, przykładów człowieczeństwa w nieludzkim świecie i tego, żeby
ktoś nas przytulił i powiedział: „Dasz radę, ja też przez to przechodzę”.
Johnny mnie przytulił.
Chyba zacznę go prosić o wstawiennictwo w różnych sprawach. W dużej mierze jest
to zasługa kreacji Dawida Ogrodnika, którego cenię za inną znakomitą rolę w Chce się żyć. Chwilami nie mogłam odróżnić,
czy mam do czynienia z prawdziwym Kaczkowskim, czy aktorem grającym te rolę.
Ale na wielkie uznanie zasługuje Trojan w roli Patryka. Po Sprawie Tomka Komendy czekałam na kolejne olśnienie,. Nie zawiodłam
się. Osiedlowy twardziel powoli zmienia się w chłopaka, w którym coś pęka. Chłopaka,
który nie boi się konfrontacji z własnymi zranieniami. Dojrzewa do ojcostwa.
Odkrywa pasję… Twórcy filmu skupili się właśnie nie na biografii ks. Kaczkowskiego,
lecz na wątku przemiany recydywisty w człowieka, który odkrywa sens życia. A
jest nim miłość, której się uczy od Johnny’ego, i wychodzi ze swojej ciemności w
stronę światła. Naiwne? Cóż. Oparte na faktach.
Film polecam absolutnie
każdemu. Podobnie jak Boże Ciało Jana
Komasy, film Jaroszka łączy ludzi o różnych światopoglądach. Pozwala zobaczyć,
że: „Światłość w ciemności świeci, a ciemność jej nie ogarnęła” (J1, 5). Bez
względu na to, czy dla ciebie tym światłem jest Chrystus, czy relacja z drugim
człowiekiem. Czy jesteś na skraju ciemności jak Patryk, kiedy zgłasza się do
hospicjum z wyrokiem sądowym, czy zanurzony w świetle jak Johnny. Czy jesteś wierzący, czy niewierzący.
Nie dziwię się, że
Johnny zdobył Nagrodę Publiczności podczas tegorocznego Festiwalu Polskich
Filmów Fabularnych w Gdyni oraz Złote Lwy dla Piotra Trojana i debiutantki,
Marty Stalmierskiej za rolę Żanety, dziewczyny Patryka. Mógłby zdobyć o wiele
więcej.
Zwiastun:
Nie słyszałam o nim, a zaciekawił mnie. Biegnę go wyszukać ;)
OdpowiedzUsuń