środa, 29 grudnia 2021


 

Powiew COOL - tury

Koniec świata może nas zastać przy jedzeniu

(Nie patrz w górę, reż. Adam McKay, Netflix 2021)

Co można zobaczyć patrząc w górę? Gwiazdy – a stąd już prosta droga do refleksji, że w życiu chodzi o coś więcej niż napędzanie lajków i kliknięć. Na nieszczęście pewna doktorantka z prowincjonalnego uniwersytetu lubi patrzeć w gwiazdy i dokonuje odkrycia, którego nie chce…

Film, który właśnie obejrzałam, jest podobno komedią, ale nie śmiałam się ani przez moment. Poraził mnie realizm tej historii. Oto para naukowców chce ostrzec świat przed katastrofą. Do ziemi zbliża się kometa o średnicy kilku kilometrów. Nikt nie ma szans na przeżycie. Czasu jest bardzo mało: pół roku. Sytuacja jednak wbrew pozorom nie jest beznadziejna: można wysłać misję kosmiczną uniemożliwiającą zderzenie komety z ziemią i pani prezydent USA (znakomita jak zwykle Meryl Streep) wyraża na to zgodę, choć naukowcy będą musieli czekać na audiencję w Białym Domu kilkanaście godzin, ponieważ głowa państwa ma w tym czasie ważniejsze problemy: aferę pornograficzną, w jaką jest uwikłany jeden z sędziów i… urodziny sekretarki, której wszyscy radośnie śpiewają „sto lat”. Te życzenia w obliczu nadciągającej katastrofy brzmią groteskowo. Pani prezydent po patetycznym przemówieniu do narodu (świetna scena pokazująca kulisy takich wystąpień i ich fałsz!) oraz spektakularnym starcie rakiet, który śledzi cały świat, jednak odwołuje misję. Dlaczego? Bo to się kłóci z interesami pewnego potentata finansowego, który, jak się okazuje, jest nie tylko właścicielem potężnej sieci komórkowej, ale – ludzkich dusz. Czasu ubywa, kometa jest coraz bliżej ziemi,  ludzkość żyje kolejnym rozstaniem celebrytów, a główny bohater, który trafił do mediów, żeby ostrzec przed katastrofą, zyskuje popularność jako „najseksowniejszy astronom świata” (trudno się dziwić, skoro w tej roli widzimy Leonarda di Caprio, ale w tak ponurych okolicznościach wymowa tego epitetu jest wyjątkowo gorzka…).

Oglądając Nie patrz w górę aż chce się powtórzyć za Czesławem Miłoszem:

W dzień końca świata
Pszczoła krąży nad kwiatem nasturcji,
Rybak naprawia błyszczącą sieć.
Skaczą w morzu wesołe delfiny,
Młode wróble czepiają się rynny
I wąż ma złotą skórę, jak powinien mieć.

(…)

A którzy czekali błyskawic i gromów,
Są zawiedzeni.
A którzy czekali znaków i archanielskich trąb,
Nie wierzą, że staje się już.
(…).
Innego końca świata nie będzie,
Innego końca świata nie będzie.

Koniec świata w filmie McKaya jest tak banalny, że aż trudno go zapamiętać, a ludzkość umiera w samotności – parafrazując słowa jednego z bohaterów. Do ostatniej chwili, kiedy wszystko drży i rozpada się na kawałki, liczy się oglądalność i „klikalność”, lajki i komentarze. No i oczywiście władza, wpływy i kasa. Nie wolno krzyczeć do kamery i używać brzydkich słów, nawet jeśli same się cisną na usta, bo to się nie sprzeda. Para głównych bohaterów rozpaczliwie, ale bezskutecznie próbuje obudzić opinię publiczną. Od czasu do czasu – zupełnie jak w wierszu Miłosza – widzimy w kadrze przelatującą pszczołę, foki i rodzące się dzieci. Koniec świata przychodzi przy okazji… czego? Trudno powiedzieć. Tego wszystkiego, co wypełnia ludzkości 24 godziny życia.

Brzmi znajomo? Ma tak brzmieć. Koniec tego świata może nas zastać przy kompulsywnym jedzeniu, piciu, seksie, nagrywaniu filmików na Tik – Toku i oglądaniu memów.

Ciekawy jest tytuł filmu. Jedna grupa Amerykanów nawołuje do patrzenia w górę, bo katastrofa jest coraz bliżej, inna – żeby tego nie robić, bo to spisek „żydowskich miliarderów”, manipulacja światowych elit, które chcą nam odebrać wolność. Jakbym słyszała Facebookowe mądrości na temat pandemii…

Ale „nie patrz w górę” może być także metaforą świata, który próbuje żyć bez Boga. Tak się jednak nie da. Człowiek nie potrafi egzystować w pustce: w coś trzeba wierzyć. Nawet, jeśli tym czymś okaże się światowy koncern sieci komórkowej, który staje się potęgą i potrafi zawładnąć nie tylko Białym Domem, ale i ludzkim losem. Algorytmy koncernu przewidują nawet sposób, w jaki umrzemy…

Niektórzy próbują się modlić, gdy kometa już niemal styka się z ziemią. Inni do ostatniej chwili nagrywają filmiki i kolekcjonują lajki.

Dla mnie to film o bezmyślności władzy, manipulacji tłumem, pustce, jaka przebija przez portale społecznościowe i medialny przekaz. Zadaje ważne pytania: co jest moją wartością nadrzędną? Jak będzie wyglądał mój koniec świata i czy to naprawdę musi być koniec? W jakim kierunku patrzę: w dół czy w górę? Przecież „każde dobro, jakie otrzymujemy, i wszelki dar doskonały zstępują z góry, od Ojca świateł, u którego nie ma przemiany ani cienia zmienności.” (Jk 1, 17).

Co robię z darem, jakim jest moje życie? Zamieniam na lajki czy przeżywam każdy dzień z wdzięcznością? Bo może być tak, że gdzieś na jakimś prowincjonalnym uniwersytecie właśnie ktoś odkrył Koniec Świata…


Link do zwiastuna:

https://www.youtube.com/watch?v=9UjbfoRAxJ8

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz