Powiew
COOL - tury
Koniec
świata może nas zastać przy jedzeniu
(Nie patrz w górę, reż. Adam McKay,
Netflix 2021)
Co można zobaczyć
patrząc w górę? Gwiazdy – a stąd już prosta droga do refleksji, że w życiu chodzi
o coś więcej niż napędzanie lajków i kliknięć. Na nieszczęście pewna
doktorantka z prowincjonalnego uniwersytetu lubi patrzeć w gwiazdy i dokonuje
odkrycia, którego nie chce…
Film, który właśnie
obejrzałam, jest podobno komedią, ale nie śmiałam się ani przez moment. Poraził
mnie realizm tej historii. Oto para naukowców chce ostrzec świat przed katastrofą.
Do ziemi zbliża się kometa o średnicy kilku kilometrów. Nikt nie ma szans na
przeżycie. Czasu jest bardzo mało: pół roku. Sytuacja jednak wbrew pozorom nie
jest beznadziejna: można wysłać misję kosmiczną uniemożliwiającą zderzenie
komety z ziemią i pani prezydent USA (znakomita jak zwykle Meryl Streep) wyraża
na to zgodę, choć naukowcy będą musieli czekać na audiencję w Białym Domu
kilkanaście godzin, ponieważ głowa państwa ma w tym czasie ważniejsze problemy:
aferę pornograficzną, w jaką jest uwikłany jeden z sędziów i… urodziny sekretarki,
której wszyscy radośnie śpiewają „sto lat”. Te życzenia w obliczu nadciągającej
katastrofy brzmią groteskowo. Pani prezydent po patetycznym przemówieniu do
narodu (świetna scena pokazująca kulisy takich wystąpień i ich fałsz!) oraz
spektakularnym starcie rakiet, który śledzi cały świat, jednak odwołuje misję. Dlaczego?
Bo to się kłóci z interesami pewnego potentata finansowego, który, jak się
okazuje, jest nie tylko właścicielem potężnej sieci komórkowej, ale – ludzkich dusz.
Czasu ubywa, kometa jest coraz bliżej ziemi, ludzkość żyje kolejnym rozstaniem celebrytów,
a główny bohater, który trafił do mediów, żeby ostrzec przed katastrofą,
zyskuje popularność jako „najseksowniejszy astronom świata” (trudno się dziwić,
skoro w tej roli widzimy Leonarda di Caprio, ale w tak ponurych okolicznościach
wymowa tego epitetu jest wyjątkowo gorzka…).
Oglądając Nie patrz w górę aż chce się powtórzyć
za Czesławem Miłoszem:
W
dzień końca świata
Pszczoła krąży nad kwiatem nasturcji,
Rybak naprawia błyszczącą sieć.
Skaczą w morzu wesołe delfiny,
Młode wróble czepiają się rynny
I wąż ma złotą skórę, jak powinien mieć.
(…)
A
którzy czekali błyskawic i gromów,
Są zawiedzeni.
A którzy czekali znaków i archanielskich trąb,
Nie wierzą, że staje się już.
(…).
Innego końca świata nie będzie,
Innego końca świata nie będzie.
Koniec świata w filmie McKaya
jest tak banalny, że aż trudno go zapamiętać, a ludzkość umiera w samotności –
parafrazując słowa jednego z bohaterów. Do ostatniej chwili, kiedy wszystko
drży i rozpada się na kawałki, liczy się oglądalność i „klikalność”, lajki i
komentarze. No i oczywiście władza, wpływy i kasa. Nie wolno krzyczeć do kamery
i używać brzydkich słów, nawet jeśli same się cisną na usta, bo to się nie
sprzeda. Para głównych bohaterów rozpaczliwie, ale bezskutecznie próbuje obudzić
opinię publiczną. Od czasu do czasu – zupełnie jak w wierszu Miłosza – widzimy w
kadrze przelatującą pszczołę, foki i rodzące się dzieci. Koniec świata
przychodzi przy okazji… czego? Trudno powiedzieć. Tego wszystkiego, co wypełnia
ludzkości 24 godziny życia.
Brzmi znajomo? Ma tak brzmieć.
Koniec tego świata może nas zastać przy kompulsywnym jedzeniu, piciu, seksie,
nagrywaniu filmików na Tik – Toku i oglądaniu memów.
Ciekawy jest tytuł
filmu. Jedna grupa Amerykanów nawołuje do patrzenia w górę, bo katastrofa jest
coraz bliżej, inna – żeby tego nie robić, bo to spisek „żydowskich miliarderów”,
manipulacja światowych elit, które chcą nam odebrać wolność. Jakbym słyszała
Facebookowe mądrości na temat pandemii…
Ale „nie patrz w górę”
może być także metaforą świata, który próbuje żyć bez Boga. Tak się jednak nie
da. Człowiek nie potrafi egzystować w pustce: w coś trzeba wierzyć. Nawet,
jeśli tym czymś okaże się światowy koncern sieci komórkowej, który staje się
potęgą i potrafi zawładnąć nie tylko Białym Domem, ale i ludzkim losem. Algorytmy
koncernu przewidują nawet sposób, w jaki umrzemy…
Niektórzy próbują się
modlić, gdy kometa już niemal styka się z ziemią. Inni do ostatniej chwili nagrywają
filmiki i kolekcjonują lajki.
Dla mnie to film o
bezmyślności władzy, manipulacji tłumem, pustce, jaka przebija przez portale
społecznościowe i medialny przekaz. Zadaje ważne pytania: co jest moją
wartością nadrzędną? Jak będzie wyglądał mój koniec świata i czy to naprawdę
musi być koniec? W jakim kierunku patrzę: w dół czy w górę? Przecież „każde
dobro, jakie otrzymujemy, i wszelki dar doskonały zstępują z góry, od Ojca
świateł, u którego nie ma przemiany ani cienia zmienności.” (Jk 1, 17).
Co robię z darem, jakim
jest moje życie? Zamieniam na lajki czy przeżywam każdy dzień z wdzięcznością? Bo
może być tak, że gdzieś na jakimś prowincjonalnym uniwersytecie właśnie ktoś
odkrył Koniec Świata…
Link do zwiastuna:
https://www.youtube.com/watch?v=9UjbfoRAxJ8
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz