Powiew
COOL- tury
Ewangelia
dla przetrąconych
(ks.
Arkadiusz Paśnik, Judasz, Edycja
Świętego Pawła 2021)
Byłam bardzo ciekawa,
jaki będzie Judasz według ks. Arkadiusza Paśnika. Właśnie przeczytałam jego
inną książkę: Dar. Mam także za sobą
lekturę wstrząsającej Obietnicy i Znamienia – autobiograficznej trylogii,
która jest dla mnie mocnym świadectwem, że każde życie może być arcydziełem, jeśli
pozwolimy się poprowadzić Panu Bogu. W dodatku świetnie napisanym.
Po przeczytaniu Judasza mam niedosyt. Trudno napisać
powieść inspirowaną wydarzeniami biblijnymi. Podobnie jest zresztą z filmem i spektaklem
teatralnym o takiej tematyce. Istnieje niebezpieczeństwo otarcia się o banał. Zahaczenia
o religijny kicz. Ucieczki w oczywistość. Niestety autorowi nie udało się uniknąć
tej oczywistości w budowaniu postaci, świata przedstawionego i dialogach. Może jestem
zbyt wymagającym czytelnikiem, ale ciągle mam w pamięci genialną powieść Romana
Brandstaettera Jezus z Nazarethu oraz
Listy Nikodema i Cień ojca Mikołaja Dobraczyńskiego. Ten ostatni tytuł zresztą
wspomina papież Franciszek w swoim najnowszym liście apostolskim o św. Józefie Patris corde.
Czego mi brakuje w Judaszu ks. Arkadiusza Paśnika?
Konkretyzacji: osadzenia w realiach epoki, operowania obrazem, smaków,
zapachów, imion. W wielu momentach powieści trudno określić czas i miejsce
akcji oraz imię bohatera. Autor bardzo często posługuje się określeniem „mężczyzna”
lub „jeden z uczniów” i nie precyzuje, o którego apostoła chodzi. Być może jest
to świadomy zabieg literacki. Może inspiracją jest Ewangelia św. Jana, gdzie
autor biblijny posługuje się sformułowaniem „umiłowany uczeń Jezusa”, ale nie
rozumiem tego zabiegu w książce Paśnika. Bezimienny bohater to ktoś, z kim
trudno mi się zaprzyjaźnić. Obcy i anonimowy. Jeden z wielu. Niewykluczone, ze
chodziło o to, żeby bohaterami powieści byli tacy właśnie „jedni z wielu”, ale
każdy z nich ma przecież swoją twarz, imię, historię życia. I tego mi tutaj zabrakło.
A bohater tytułowy? To,
co mnie zawsze intrygowało w postaci Judasza, to tajemnica jego odejścia od
Jezusa. Odejścia, które doprowadziło go do rozpaczy i samobójczej śmierci. Ewangeliści
nie poświęcają Judaszowi zbyt wiele uwagi. Z biblijnego opisu wynika, że był
złodziejem. W Dziejach Apostolskich jest jeszcze wzmianka o Polu Garncarza, które
kupił Judasz za pieniądze ze zdrady Mistrza i poniósł tam śmierć. Ksiądz Paśnik
postanawia zmierzyć się z tą historią. Przy zachowaniu wierności wobec biblijnego
tekstu opowiedzieć ją na nowo. Zajrzeć w Judaszową duszę. Zapytać o motywy jego
wyborów. Trochę mu się udaje, ale tylko trochę. Dowiadujemy się, że bohater ma
niskie poczucie własnej wartości i nosi „rany” z przeszłości, ale nie wiemy,
jakie. Szkoda, że ten wątek jest zaledwie zasygnalizowany, bo mógłby być
kluczowy w konstrukcji bohatera. Książka przecież jest powieścią, a więc
dziełem opartym w dużej mierze na fikcji literackiej. Aż się prosiło, żeby Judaszowi
„dorobić” biografię. Rozbudować opowieść o zagubionym zdrajcy tak, jak to
zrobił Dobraczyński z postacią św. Józefa w powieści Cień ojca. Najmocniej przemówił
do mnie fragment opisujący powołanie Judasza:
-
Judaszu, czy zostaniesz moim apostołem?
Judasza
przeszył dreszcz. Jezusowe pytanie sprawiło, że poczuł się wartościowym
człowiekiem. Ktoś mu wreszcie zaufał. Ktoś go w końcu dostrzegł. Ktoś go
wybrał. Ktoś chciał w niego zainwestować.
Och, jak ja dobrze
rozumiem to uczucie…
Jest jednak w książce
Paśnika wątek, który mnie poruszył: matki Judasza. Osierocona żałobnica, którą
nikt nigdy się nie zajmuje, jakby nic nie czuła i nie miała nic do powiedzenia.
Anonimowa mieszkanka Biblii, która nie zasłużyła nawet na wzmiankę. Reprezentantka
tych wszystkich kobiet, które straciły dziecko, męża, dom, nadzieję, to, co
najbardziej kochały. Rzeczniczka tych wszystkich szarych obywatelek, które zmagają
się z depresją, nowotworem, zdradą męża, utratą pracy, wreszcie – nałogiem,
konfliktem z prawem czy samobójstwem bliskiej osoby. Problemami tak
powszechnymi, że aż banalnymi. Nie pasującymi do wizerunku kobiety sukcesu. Nie
mieszczącymi się w biografii świętej. A może
takich właśnie świętych potrzeba w XXI wieku – przetrąconych, zmagających się z
własną słabością, po ludzku nieudanym życiem, społecznym odrzuceniem? Matka Judasza
spotyka się przy grobie syna z inną Matką, która straciła Dziecko: Maryją. I to
spotkanie przywraca ją do życia:
-
Przyszłam tu, aby umrzeć na grobie mojego syna… - Matka zawiesiła głos i
spojrzała w oczy przyjaciela Judasza . po chwili dodała: - I umarłam (…). I zostałam
wskrzeszona.
Może o to właśnie chodzi
w powołaniu do świętości: o spotkanie z Kimś, kto nas przywróci do życia? Uczyni
z naszych ran dar dla innych. Bo Ewangelia jest Dobrą Nowiną dla przetrąconych.
Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci,
którzy się źle mają. (Mk 2, 17) – powiedział Ten, który tę Dobrą Nowinę
przynosi.
Nie zdziwię się więc,
gdy w niebie spotkam Judasza. I cały tłum tych, którzy nigdy by nie wygrali
castingu na świętych, gdybyśmy to my, ludzie, zasiadali w jury. Ale drzwi do
nieba otwiera na szczęście Ten, który za nich wszystkich oddał życie.
I dlatego warto mimo
wszystko Judasza przeczytać. To książka,
która uczy nadziei.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz