niedziela, 7 marca 2021


 

Powiew COOL- tury

Ewangelia dla przetrąconych

(ks. Arkadiusz Paśnik, Judasz, Edycja Świętego Pawła 2021)

Byłam bardzo ciekawa, jaki będzie Judasz według ks. Arkadiusza Paśnika. Właśnie przeczytałam jego inną książkę: Dar. Mam także za sobą lekturę wstrząsającej Obietnicy i Znamienia – autobiograficznej trylogii, która jest dla mnie mocnym świadectwem, że każde życie może być arcydziełem, jeśli pozwolimy się poprowadzić Panu Bogu. W dodatku świetnie napisanym.

Po przeczytaniu Judasza mam niedosyt. Trudno napisać powieść inspirowaną wydarzeniami biblijnymi. Podobnie jest zresztą z filmem i spektaklem teatralnym o takiej tematyce. Istnieje niebezpieczeństwo otarcia się o banał. Zahaczenia o religijny kicz. Ucieczki w oczywistość. Niestety autorowi nie udało się uniknąć tej oczywistości w budowaniu postaci, świata przedstawionego i dialogach. Może jestem zbyt wymagającym czytelnikiem, ale ciągle mam w pamięci genialną powieść Romana Brandstaettera Jezus z Nazarethu oraz Listy Nikodema i Cień ojca Mikołaja Dobraczyńskiego. Ten ostatni tytuł zresztą wspomina papież Franciszek w swoim najnowszym liście apostolskim  o św. Józefie Patris corde.

Czego mi brakuje w Judaszu ks. Arkadiusza Paśnika? Konkretyzacji: osadzenia w realiach epoki, operowania obrazem, smaków, zapachów, imion. W wielu momentach powieści trudno określić czas i miejsce akcji oraz imię bohatera. Autor bardzo często posługuje się określeniem „mężczyzna” lub „jeden z uczniów” i nie precyzuje, o którego apostoła chodzi. Być może jest to świadomy zabieg literacki. Może inspiracją jest Ewangelia św. Jana, gdzie autor biblijny posługuje się sformułowaniem „umiłowany uczeń Jezusa”, ale nie rozumiem tego zabiegu w książce Paśnika. Bezimienny bohater to ktoś, z kim trudno mi się zaprzyjaźnić. Obcy i anonimowy. Jeden z wielu. Niewykluczone, ze chodziło o to, żeby bohaterami powieści byli tacy właśnie „jedni z wielu”, ale każdy z nich ma przecież swoją twarz, imię, historię życia. I tego mi tutaj zabrakło.

A bohater tytułowy? To, co mnie zawsze intrygowało w postaci Judasza, to tajemnica jego odejścia od Jezusa. Odejścia, które doprowadziło go do rozpaczy i samobójczej śmierci. Ewangeliści nie poświęcają Judaszowi zbyt wiele uwagi. Z biblijnego opisu wynika, że był złodziejem. W Dziejach Apostolskich jest jeszcze wzmianka o Polu Garncarza, które kupił Judasz za pieniądze ze zdrady Mistrza i poniósł tam śmierć. Ksiądz Paśnik postanawia zmierzyć się z tą historią. Przy zachowaniu wierności wobec biblijnego tekstu opowiedzieć ją na nowo. Zajrzeć w Judaszową duszę. Zapytać o motywy jego wyborów. Trochę mu się udaje, ale tylko trochę. Dowiadujemy się, że bohater ma niskie poczucie własnej wartości i nosi „rany” z przeszłości, ale nie wiemy, jakie. Szkoda, że ten wątek jest zaledwie zasygnalizowany, bo mógłby być kluczowy w konstrukcji bohatera. Książka przecież jest powieścią, a więc dziełem opartym w dużej mierze na fikcji literackiej. Aż się prosiło, żeby Judaszowi „dorobić” biografię. Rozbudować opowieść o zagubionym zdrajcy tak, jak to zrobił Dobraczyński z postacią św. Józefa w powieści Cień ojca.  Najmocniej przemówił do mnie fragment opisujący powołanie Judasza:

- Judaszu, czy zostaniesz moim apostołem?

Judasza przeszył dreszcz. Jezusowe pytanie sprawiło, że poczuł się wartościowym człowiekiem. Ktoś mu wreszcie zaufał. Ktoś go w końcu dostrzegł. Ktoś go wybrał. Ktoś chciał w niego zainwestować.

Och, jak ja dobrze rozumiem to uczucie…

Jest jednak w książce Paśnika wątek, który mnie poruszył: matki Judasza. Osierocona żałobnica, którą nikt nigdy się nie zajmuje, jakby nic nie czuła i nie miała nic do powiedzenia. Anonimowa mieszkanka Biblii, która nie zasłużyła nawet na wzmiankę. Reprezentantka tych wszystkich kobiet, które straciły dziecko, męża, dom, nadzieję, to, co najbardziej kochały. Rzeczniczka tych wszystkich szarych obywatelek, które zmagają się z depresją, nowotworem, zdradą męża, utratą pracy, wreszcie – nałogiem, konfliktem z prawem czy samobójstwem bliskiej osoby. Problemami tak powszechnymi, że aż banalnymi. Nie pasującymi do wizerunku kobiety sukcesu. Nie mieszczącymi się w biografii świętej. A  może takich właśnie świętych potrzeba w XXI wieku – przetrąconych, zmagających się z własną słabością, po ludzku nieudanym życiem, społecznym odrzuceniem? Matka Judasza spotyka się przy grobie syna z inną Matką, która straciła Dziecko: Maryją. I to spotkanie przywraca ją do życia:

- Przyszłam tu, aby umrzeć na grobie mojego syna… - Matka zawiesiła głos i spojrzała w oczy przyjaciela Judasza . po chwili dodała: - I umarłam (…). I zostałam wskrzeszona.

Może o to właśnie chodzi w powołaniu do świętości: o spotkanie z Kimś, kto nas przywróci do życia? Uczyni z naszych ran dar dla innych. Bo Ewangelia jest Dobrą Nowiną dla przetrąconych. Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. (Mk 2, 17) – powiedział Ten, który tę Dobrą Nowinę przynosi.

Nie zdziwię się więc, gdy w niebie spotkam Judasza. I cały tłum tych, którzy nigdy by nie wygrali castingu na świętych, gdybyśmy to my, ludzie, zasiadali w jury. Ale drzwi do nieba otwiera na szczęście Ten, który za nich wszystkich oddał życie.

I dlatego warto mimo wszystko Judasza przeczytać. To książka, która uczy nadziei.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz