niedziela, 16 sierpnia 2020

 

Powiew COOL - tury

Między światłem a mrokiem (ks. Arkadiusz Paśnik, Znamię, Edycja Świętego Pawła, 2015)

Jeżeli zabieram książkę wszędzie, nawet do tramwaju, to ta książka musi mnie naprawdę porywać. Tak było ze Znamieniem ks. Arkadiusza Paśnika.

Pierwsza moja myśl, na początku lektury: „ja bym to napisała inaczej”. Oczywiście, że inaczej, bo nie jestem Paśnikiem. Ale zaufałam tej opowieści. Pozwoliłam się jej  poprowadzić, wciągnąć, wreszcie: uwieść. Nic dziwnego, skoro już pierwsze zdania przenoszą mnie do Lublina z lat 60. XX wieku. Po Znamię sięgnęłam tuż po powrocie ze współczesnego Lublina, zakochana po uszy w tym mieście, nic więc dziwnego, że uśmiecham się, kiedy czytam o Placu Litewskim albo o kościele kapucynów na Krakowskim Przedmieściu. Natychmiast staję się uczestnikiem wartko płynącej i ukazanej w sposób niezwykle obrazowy akcji:

„ - Dokąd się pani tak śpieszy? – krzyknął.

- A co to pana obchodzi? – odpowiedziała zaskoczona dziewczyna.

Przestraszona odsunęła się od intruza. Chłopak ignorował jej opór. Uśmiechał się i tańczył wokół niej. Chwytał ją raz pod jedno, raz pod drugie ramię (…).

- Skoro się śpieszysz, to mam propozycję. Śpieszmy się razem!”

Po tak spektakularnym początku moja kobieca słabość do romansów woła: „jeszcze!”. Tyle tylko, że to „jeszcze” bardzo szybko przestaje być romansem, a staje się bolesnym powrotem do przeszłości w miejsca najciemniejsze. Te, które budzą największy lęk. Te, które zgrabnie omijaliśmy przez całe życie… Właśnie dlatego trzeba tam wrócić: żeby stać się całkowicie wolnym. Odnaleźć swoje wewnętrzne dziecko i się nim zaopiekować. Przebaczyć i doświadczyć przebaczenia.

Czym właściwie jest Znamię? Powieścią? Pamiętnikiem? Autobiografią? Niczym z tych rzeczy i… wszystkim po trochu. Wartki, obrazowy język i wyraziste postacie nadają książce cechy powieści. Do tego jeszcze charakterystyczna dla większości powieści, trzecioosobowa narracja w tej części książki, która opowiada o losach matki bohatera i trudnych okolicznościach jego narodzin. Kiedy jednak bohater jest już kilkuletnim chłopcem, świat ukazany jest z jego perspektywy i narracja przechodzi w pierwszą osobę liczby pojedynczej. Tutaj już zaczyna się pamiętnik. Znamię opisuje rodziców księdza Arkadiusza i jego życie od narodzin w 1968 roku do święceń kapłańskich w 1995 roku. Opowiadanie koncentruje się na losach jego i jego rodziny, niełatwych, bo naznaczonych wojenną traumą. Babcia Henryka przeżyła wywózkę na Sybir (o czym opowiada poprzednia książka ks. Paśnika Obietnica), a teraz wyjeżdża za chlebem do Kanady, zostawiając w Lublinie Halinkę, dziewiętnastoletnią córkę. I wtedy właśnie dziewczyna poznaje pewnego młodzieńca, tyleż uroczego, co nieodpowiedzialnego. Przyszłego ojca księdza Paśnika.  A potem poznajemy koleje losu młodego Arkadiusza, prowadzące go do kapłaństwa.

Mocną stroną książki są obrazy – poruszające, niepokojące, zapadające w pamięć. Przywołam kilka.

Mleko ściągane z piersi, które matka bohatera dawała… kotom. Nowonarodzonego syna musiała oddać w „depozyt” do domu dziecka, ponieważ nie mogła pogodzić wychowywania dziecka z pracą.

Zgubiony w tramwaju klocek i cios w twarz, jaki otrzymał kilkuletni Arek od człowieka, który tego dnia się nim opiekował: „Miałem wówczas cztery lata. Dziś jestem dorosły i nigdy nie układam klocków z dziećmi”.

Pierwsza Komunia: mały Arek sam doprowadza dom do porządku na przyjęcie gości. Zbiera wszystkie butelki po alkoholu i wynosi je do sklepu. Za otrzymane pieniądze kupuje krakersy i kisiel, specjały, które muszą starczyć za cały poczęstunek dla gości. Zamiast krzeseł, których w domu nie było, Arek postawił przy stole sanki. Normalnie służyły do zastawiania drzwi, bo nie było zamka...

Przyjazd mamy Arka z Warszawy i radość kilkuletniego chłopca, kiedy się dowiaduje, że mama zamierza go zabrać do siebie. Pamiętam dokładnie taką samą sytuację z czasów, kiedy miałam tyle lat, co mały Arek. Moja mama mieszkała wtedy w Sosnowcu. Przyjechała do Krakowa i powiedziała że mnie zabiera. Nidy nie zapomnę, z jaką radością biegłam przez długi, szkolny korytarz, żeby rzucić się w jej ramiona…

Wspomnienia z dzieciństwa są w książce wyrywkowe, pozbawione konkretów, takie właśnie, jak relacja dziecka. Przez to wstrząsające. W książce księdza Paśnika jest wiele momentów, w których odnajduję swoją historię, ba! – mam wrażenie, że czytam o sobie. Że autor „ukradł” mi biografię. Znamię dotyczy spraw trudnych i bolesnych: rodziny dysfunkcyjnej, alkoholizmu, nieobecnego ojca, dziecka zagubionego w świecie dorosłych i tęskniącego za miłością, kilkunastolatka, który nie wie, kim jest i jakie jest jego miejsce w świecie, ale także – przebaczenia, pojednania, odnalezionego sensu i Boga, który nie rezygnuje z człowieka i potrafi uczynić z najbardziej poplątanego życia arcydzieło.

Tytuł nawiązuje do znamienia, jakie otrzymał bratobójca Kain, aby każdy mógł go rozpoznać (Rdz 4, 15). Warto przypomnieć, że znamię to miało służyć nie tyle napiętnowaniu, co ocaleniu Kaina. I tak może być  z wszystkimi naszymi ranami: mogą być dla nas ocaleniem, jeśli wpuścimy do naszego życia Boga. Jego miłość może zdziałać cuda. Wystarczy popatrzeć na postacie, jakie weszły do rodowodu Jezusa: prostytutki, cudzołożnice, zabójcy, pogardzani przez Żydów cudzoziemcy...

Znamię Paśnika to lektura obowiązkowa dla wszystkich, którzy czują się z jakichkolwiek powodów napiętnowani: traumatycznym dzieciństwem, nałogiem własnym lub rodziców, rozwodem, depresją, poczuciem porażki. Nie ma takiego dna, do którego Bóg by nie zszedł, żeby wydobyć człowieka. Nigdy nie jest za późno na nowy początek.

„Stoję tak między światłem a mrokiem” – pisze autor – „Pomiędzy tymi po prawej i po lewej stronie. Nikogo nie chcę zostawić”.

Bo takie jest przecież ludzkie życie: poranione, naznaczone lękiem, ale z nadzieją, która czeka tuż za zakrętem. Między światłem a mrokiem.

 

2 komentarze:

  1. Dziękuję za tę rezenzję! Tej książki ks. Paśnika akurat nie czytałam - ale wręcz przynaglona się poczułam (hmm, znam to uczucie - zabierać ciekawą książkę wszędzie ;-) ). Na szczęście można było kupić e-book - bo choć nie ma to jak papierowa książka, to chciałam mieć od razu. Mam i jak to w internetach mówią - będzie czytane! ;-)
    Serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo się cieszę, życzę pięknej lektury i też pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń