Powiew
COOL - tury
Między
światłem a mrokiem (ks. Arkadiusz Paśnik, Znamię,
Edycja Świętego Pawła, 2015)
Jeżeli zabieram książkę
wszędzie, nawet do tramwaju, to ta książka musi mnie naprawdę porywać. Tak było
ze Znamieniem ks. Arkadiusza Paśnika.
Pierwsza moja myśl, na
początku lektury: „ja bym to napisała inaczej”. Oczywiście, że inaczej, bo nie
jestem Paśnikiem. Ale zaufałam tej opowieści. Pozwoliłam się jej poprowadzić, wciągnąć, wreszcie: uwieść. Nic
dziwnego, skoro już pierwsze zdania przenoszą mnie do Lublina z lat 60. XX
wieku. Po Znamię sięgnęłam tuż po
powrocie ze współczesnego Lublina, zakochana po uszy w tym mieście, nic więc
dziwnego, że uśmiecham się, kiedy czytam o Placu Litewskim albo o kościele
kapucynów na Krakowskim Przedmieściu. Natychmiast staję się uczestnikiem wartko
płynącej i ukazanej w sposób niezwykle obrazowy akcji:
„ - Dokąd się pani tak
śpieszy? – krzyknął.
- A co to pana
obchodzi? – odpowiedziała zaskoczona dziewczyna.
Przestraszona odsunęła
się od intruza. Chłopak ignorował jej opór. Uśmiechał się i tańczył wokół niej.
Chwytał ją raz pod jedno, raz pod drugie ramię (…).
- Skoro się śpieszysz,
to mam propozycję. Śpieszmy się razem!”
Po tak spektakularnym
początku moja kobieca słabość do romansów woła: „jeszcze!”. Tyle tylko, że to
„jeszcze” bardzo szybko przestaje być romansem, a staje się bolesnym powrotem
do przeszłości w miejsca najciemniejsze. Te, które budzą największy lęk. Te,
które zgrabnie omijaliśmy przez całe życie… Właśnie dlatego trzeba tam wrócić:
żeby stać się całkowicie wolnym. Odnaleźć swoje wewnętrzne dziecko i się nim
zaopiekować. Przebaczyć i doświadczyć przebaczenia.
Czym właściwie jest Znamię? Powieścią? Pamiętnikiem?
Autobiografią? Niczym z tych rzeczy i… wszystkim po trochu. Wartki, obrazowy
język i wyraziste postacie nadają książce cechy powieści. Do tego jeszcze
charakterystyczna dla większości powieści, trzecioosobowa narracja w tej części
książki, która opowiada o losach matki bohatera i trudnych okolicznościach jego
narodzin. Kiedy jednak bohater jest już kilkuletnim chłopcem, świat ukazany
jest z jego perspektywy i narracja przechodzi w pierwszą osobę liczby
pojedynczej. Tutaj już zaczyna się pamiętnik. Znamię opisuje rodziców księdza Arkadiusza i jego życie od narodzin
w 1968 roku do święceń kapłańskich w 1995 roku. Opowiadanie koncentruje się na
losach jego i jego rodziny, niełatwych, bo naznaczonych wojenną traumą. Babcia
Henryka przeżyła wywózkę na Sybir (o czym opowiada poprzednia książka ks.
Paśnika Obietnica), a teraz wyjeżdża
za chlebem do Kanady, zostawiając w Lublinie Halinkę, dziewiętnastoletnią
córkę. I wtedy właśnie dziewczyna poznaje pewnego młodzieńca, tyleż uroczego,
co nieodpowiedzialnego. Przyszłego ojca księdza Paśnika. A potem poznajemy koleje losu młodego
Arkadiusza, prowadzące go do kapłaństwa.
Mocną stroną książki są
obrazy – poruszające, niepokojące, zapadające w pamięć. Przywołam kilka.
Mleko ściągane z
piersi, które matka bohatera dawała… kotom. Nowonarodzonego syna musiała oddać
w „depozyt” do domu dziecka, ponieważ nie mogła pogodzić wychowywania dziecka z
pracą.
Zgubiony w tramwaju
klocek i cios w twarz, jaki otrzymał kilkuletni Arek od człowieka, który tego
dnia się nim opiekował: „Miałem wówczas cztery lata. Dziś jestem dorosły i
nigdy nie układam klocków z dziećmi”.
Pierwsza Komunia: mały
Arek sam doprowadza dom do porządku na przyjęcie gości. Zbiera wszystkie
butelki po alkoholu i wynosi je do sklepu. Za otrzymane pieniądze kupuje
krakersy i kisiel, specjały, które muszą starczyć za cały poczęstunek dla
gości. Zamiast krzeseł, których w domu nie było, Arek postawił przy stole
sanki. Normalnie służyły do zastawiania drzwi, bo nie było zamka...
Przyjazd mamy Arka z
Warszawy i radość kilkuletniego chłopca, kiedy się dowiaduje, że mama zamierza
go zabrać do siebie. Pamiętam dokładnie taką samą sytuację z czasów, kiedy
miałam tyle lat, co mały Arek. Moja mama mieszkała wtedy w Sosnowcu.
Przyjechała do Krakowa i powiedziała że mnie zabiera. Nidy nie zapomnę, z jaką
radością biegłam przez długi, szkolny korytarz, żeby rzucić się w jej ramiona…
Wspomnienia z
dzieciństwa są w książce wyrywkowe, pozbawione konkretów, takie właśnie, jak
relacja dziecka. Przez to wstrząsające. W książce księdza Paśnika
jest wiele momentów, w których odnajduję swoją historię, ba! – mam wrażenie, że
czytam o sobie. Że autor „ukradł” mi biografię. Znamię dotyczy spraw trudnych i bolesnych: rodziny dysfunkcyjnej,
alkoholizmu, nieobecnego ojca, dziecka zagubionego w świecie dorosłych i
tęskniącego za miłością, kilkunastolatka, który nie wie, kim jest i jakie jest
jego miejsce w świecie, ale także – przebaczenia, pojednania, odnalezionego
sensu i Boga, który nie rezygnuje z człowieka i potrafi uczynić z najbardziej
poplątanego życia arcydzieło.
Tytuł nawiązuje do
znamienia, jakie otrzymał bratobójca Kain, aby każdy mógł go rozpoznać (Rdz 4,
15). Warto przypomnieć, że znamię to miało służyć nie tyle napiętnowaniu, co ocaleniu
Kaina. I tak może być z wszystkimi
naszymi ranami: mogą być dla nas ocaleniem, jeśli wpuścimy do naszego życia
Boga. Jego miłość może zdziałać cuda. Wystarczy popatrzeć na postacie, jakie
weszły do rodowodu Jezusa: prostytutki, cudzołożnice, zabójcy, pogardzani przez
Żydów cudzoziemcy...
Znamię
Paśnika to lektura obowiązkowa dla wszystkich, którzy czują się z jakichkolwiek
powodów napiętnowani: traumatycznym dzieciństwem, nałogiem własnym lub
rodziców, rozwodem, depresją, poczuciem porażki. Nie ma takiego dna, do którego
Bóg by nie zszedł, żeby wydobyć człowieka. Nigdy nie jest za późno na nowy
początek.
„Stoję tak między światłem
a mrokiem” – pisze autor – „Pomiędzy tymi po prawej i po lewej stronie. Nikogo
nie chcę zostawić”.
Bo takie jest przecież
ludzkie życie: poranione, naznaczone lękiem, ale z nadzieją, która czeka tuż za
zakrętem. Między światłem a mrokiem.
Dziękuję za tę rezenzję! Tej książki ks. Paśnika akurat nie czytałam - ale wręcz przynaglona się poczułam (hmm, znam to uczucie - zabierać ciekawą książkę wszędzie ;-) ). Na szczęście można było kupić e-book - bo choć nie ma to jak papierowa książka, to chciałam mieć od razu. Mam i jak to w internetach mówią - będzie czytane! ;-)
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam!
Bardzo się cieszę, życzę pięknej lektury i też pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuń